czwartek, 1 grudnia 2016


  MASZYNY Z DUSZĄ CZYLI AUTOMATY DO GIER.





Dzisiejszy świat polega na tym, że wszystko co chcemy możemy mieć bez problemu. Nawet nie musimy wychodzić z domu żeby coś kupić. Żyjemy w świecie internetu, w którym dużą rolę spełniają sklepy online oferujące nam wszystko co znajduje się w super-marketach. Wystarczy parę kliknięć w komputerze i wnet nasze zamówienie pojawia się u progu naszych drzwi, dostarczone przez listonosza lub kuriera. Pełen luksus! Ale nie zawsze tak było. Jako dziecko, oglądając zagraniczne reklamy, mogłem jedynie sobie pomarzyć o wszystkich tych wspaniałych zabawkach, wymyślnych słodyczach oraz niesamowitych konsolach do gier video. No właśnie, gry video. Dla młodego człowieka była to wtedy bardzo ważna rzecz. Z resztą do dzisiaj gry cieszą się taką samą popularnością jak w latach 80 i 90. Nic się nie zmieniło, po za jednym. Dzisiaj wszystkie gry są łatwo dostępne, nie są może tanie ale jeżeli mamy pieniądze po prostu idziemy do sklepu i kupujemy, bądź zamawiamy przez internet. Jako młody człowiek żyłem w zupełnie innym świecie. Co prawda mieliśmy dostępne komputery PC, Amiga lub Commodore 64. Dostawaliśmy je pod pretekstem, że niby się przydadzą do nauki a tak naprawdę myślami byliśmy przy grach. Jednak nie tak łatwo można było je dostać, trzeba było się nachodzić po giełdach i nakombinować żeby kupić coś konkretnego. Rodzice też nie byli chętni do kupowania nowych tytułów, zwłaszcza jak wracali ze szkolnej wywiadówki, gdzie dowiedzieli się o kilku pałach i uwagach ;D Na początku lat 90 pojawiła się znamienna konsola do gier video PEGASUS, dzisiaj znana jako piracki NES / Famicom od firmy Nintendo. Konsola obfitowała między innymi w takie tytuły jak Super Mario Bros, Contra, Tetris, Ninja Turtles oraz Castlevania. Gier było multum, kosztowały niedużo i były stosunkowo łatwo dostępne, jeśli wiedziało się gdzie szukać. Przeważnie sprowadzali je Rosjanie, którzy wystawiali się na ryneczkach i giełdach.

Szeroki wybór gier na ryneczku ;)

Gry na Pegasusa można było też kupić w sklepach z elektroniką, gdzie zaufany sprzedawca zawsze dla nas trzymał lepsze tytuły pod ladą ;) Jednak gdy u nas królował Pegasus, w tym samym czasie na zachodzie reklamowali gry 16-bitowe, które były obsługiwane przez konsole SNES i Sega Mega Drive. Cechowały je lepsza jakość, grafika, dźwięk i płynność. Pegasusowe 8-bitówki wypadały blado przy grach nowej generacji. Znowu pojawił się problem; konsole nie były na każdą kieszeń a ich dostępność w Polsce była znikoma. Niespodziewanie wielkim hitem stały się automaty do gier video, które wyrastały jak grzyby po deszczu w każdej knajpie. Można było też spotkać specjalne salony z automatami w postaci namiotów lub wagonów, które były wręcz oblegane na koloniach i wczasach. Salon z maszynami do gier był obowiązkowym punktem do zaliczenia w każde wakacje. Ja osobiście grałem na automatach gdziekolwiek je tylko spotkałem. Nie marnowałem żadnej okazji, zależało mi żeby pograć chociaż 5 minut. Nie posiadałem dużo gier w domu i była to dla mnie świetna alternatywa żeby pograć w gry, które widziałem na zagranicznych reklamach i chociaż w części zrealizować swoje marzenia. Do dzisiaj wspominam małą knajpkę z zapiekankami, która zaopatrzona była w kilka automatów do gier stojącymi pod ścianą. To znamienne miejsce było położone tuż pod szkołą Podstawową. Była to bardzo dobra kwatera do spędzenia czasu na dużej przerwie lub wagarach; podobno najciemniej pod latarnią ;) Pamiętam, że można było tam pograć w Primal Rage oraz w ClayFighter.


Dzięki dostępność tak dużej ilości automatów do gier prawie w każdym miejscu, mogliśmy pograć w mnóstwo świetnych tytułów. Pamiętam, że bardzo często oblegałem automaty z grami Golden Axe, Teenage Mutant Ninja Turtles, Cadillacs and Dinosaurs, Mortal Kombat, Double Dragon oraz Final Fight. Po prostu musiałem zagrać, gdy widziałem któryś z tych tytułów. Wiedziałem, że w domu nie będę miał szansy pograć. Wspomnienia były później bezcenne. A były to czasy kiedy jeszcze nie było emulatorów konsol na PC, z resztą nawet jeśli mielibyśmy do nich dostęp to i tak nie mogły się równać z klimatem i radością z grania jakie dawały automaty do gier. Co prawda poziom trudności gier był mocno wywindowany w górę, aby gracze szybko przegrywali i kupowali kolejne żetony. Biznes musiał się kręcić. Jednak mnie ani innych graczy nigdy ten proceder nie zniechęcił do grania. Niektórzy szybko dochodzili do wprawy grając po kilka godzin dziennie, a bardziej cwani gracze oszukiwali, wrzucając żeton do którego przymocowana była żyłka. Mogli w ten sposób grać przez wiele godzin na jednym żetonie, o ile właściciel lokalu nie spostrzegł co się dzieje. Po dziś dzień trzymam taki żeton, na pamiątkę tych cudownych chwil.






Miło wspominam czas, który spędziłem grając na automatach. To właśnie tam odkryłem po raz pierwszy Mortal Kombat i wiele innych tytułów. Wielu ludzi uzna ten czas za zmarnowany, bo co można powiedzieć o sterczeniu pod automatem i wpatrywaniu się w ekran. Dla mnie były to magiczne chwile, podczas których rozwijałem swoją wyobraźnie i nie żałuje ani jednej minuty spędzonej w salonie gier. Czas jednak szedł do przodu i moje stare ulubione gry zastępowały maszyny z grami nowej generacji, które mnie już tak bardzo nie ruszały. Gdzieniegdzie można było jeszcze spotkać niedobitki starych maszyn z klasycznymi grami. Jednak wiedziałem, że ich czas nadszedł i niedługo całkowicie znikną. Po pewnym czasie wszystkie automaty do gier przestały być dochodowe. Gdy pojawiły się domowe konsole z grami nowej generacji, ludzie szybko zapomnieli o automatach stojącymi gdzieś w spelunach czy w obskurnym namiocie w Lunaparku. Zaczęto inwestować w domowy sprzęt, który okazał się być bardziej opłacalny i wygodny. Nie ma co się czarować, większość graczy już by nie chciało dzisiaj sterczeć pod maszyną w jakimś publicznym miejscu, skoro można sobie wygodnie usiąść we własnym fotelu i w spokoju zagrać, bez tłumu gapiów dookoła. Chociaż, ostatnio odkryłem, że do sieci kin Cinema City zaczęli wprowadzać ''Game Roomy'' z automatami do gier. Przeważnie są to tylko nowsze bijatyki oraz wyścigi, ale ważne, że jest cokolwiek. Fajnie, że są ludzie, którzy dbają o to, by stare dobre czasy nie poszły całkowicie w zapomnienie. Tak jak napisałem wyżej, większość ludzi uzna to już za przeżytek nie warty uwagi, ale są osoby, które miło ten czas wspominają. Nie było to samolubne granie w swoich czterech kątach, odgrodzone od reszty świata. Oprócz samych automatów i gier, było to też przede wszystkim wyjście z domu i spotkanie się z innymi ludźmi. Przeważnie grało się razem z kolegą lub koleżanką, a czasami dołączył się do nas zupełnie ktoś obcy. Taki rodzaj rozrywki zrzeszał ludzi i pozwalał wspólnie przeżywać te chwile.

Nieodłączny element każdej knajpy lat 90 :)
Jedną z zalet tych maszyn była kolorystyka obudowy. Automaty były barwne i przyciągały wzrok. Na bocznej stronie najczęściej były starannie wykonane grafiki, przedstawiające postacie występujące w grach. Od przodu oprócz podświetlanego loga, było mnóstwo kolorowych rysunków i napisów dotyczących danej gry. Wszystkie te ozdobniki były bardzo efektowne i pozwalały wczuć się w klimat gry, zanim jeszcze wrzuciliśmy żeton do automatu. Pamiętam jak sam oglądałem z pasją każdy element maszyny, szukając na niej różnych szczegółów i smaczków dotyczących samej gry. W przypadku automatu z grą Mortal Kombat były to wszechobecne smoki na obudowie. Jeśli jednak trafiliśmy na automat z grą sportową, taką jak NBM Jam to mogliśmy się spodziewać sprytnie rozrysowanego boiska do koszykówki w miejscu gałki sterowniczej i przycisków. Można powiedzieć, że każda gra miała swoją własną dużą obudowę, która ją odpowiednio ozdabiała i reklamowała. Automaty do gier były zaprojektowane tak, żeby przyciągały uwagę wszystkich ludzi i myślę, że świetnie spełniały swoją rolę w tym zakresie..

Klasyczny automat z grą Mortal Kombat jaki pamiętam...
Maszyny z grami będą przeze mnie zapamiętane, jako jedne z lepszych rozrywek tamtych dni. Szukałem ich wzrokiem w każdym Wesołym Miasteczku. Nie były to bezduszne i tandetne automaty. Te zbudowane z drewna i metalu monstra miały w sobie to coś. Podchodziłem do nich za każdym razem, obojętnie czy miałem żetony czy nie. Przemawiały do mnie niczym żywe istoty i zachęcały do grania. Była to dziwna więź między człowiekiem z krwi i kości a automatem, w którym układy scalone rozgrzane były niczym gorące serce. Brzmi to może trochę abstrakcyjnie, ale myślę, że były to po prostu maszyny z duszą.

Pozdrawiam!

Keeper :)


PS Poniżej mini galeria wybranych automatów przy których spędzałem czas ;)






5 komentarzy:

  1. Niestety nie miałam okazji zagrać :( . Męczyliśmy za to grę telewizyjną , Braci Mario . Bardzo miło to wspominamy do dzisiaj :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i właśnie z sentymentu do automatów
      obejrzałam "Ralpha Demolkę" - kiedyś
      marzyłam, by choć na chwilę móc się
      znaleźć w niejednej grze...

      Usuń
    2. Ja tak samo :D jako dziecko marzyłem, żeby wcielić się w Sub-Zero i wystąpić w turnieju Mortal Kombat na żywca, ach te dziecięce marzenia hehe ;P Ralpha Demolki jeszcze nie oglądałem, fajne to? Warto obejrzeć? Podobno dla fanów retro gierek, dużo smaczków. :) Grę Braci Mario do dzisiaj męczę tak dla relaksu jak mam czas. Dziękuję za komentarze dziewczyny i zainteresowanie moim blogiem! Pozdrawiam! :)

      Usuń
    3. no właśnie smaczki są - choć mogą zaginąć
      w zalewie wartkiej przecież akcji - mnie
      ubawiła scena spotkania na grupie wsparcia
      negatywnych postaci - i choć samego Mario
      jako takiego nie ma - jest Naprawiacz ;P

      Usuń
  2. Wiesz, mnie jakoś nigdy o dziwo nie ciągnęło do automatów i gier, ale czytając Twój tekst wiele się dowiedziałam o odczuciach moich rówieśników z tamtych lat (bo chyba jesteśmy w podobnym wieku), o których nie miałam pojęcia. Nie znałam tych wszystkich gier i ich postaci, dlatego z wielkim zainteresowaniem przeczytałam to, co napisałeś. :-) Jedyne co kojarzę to braci Mario :D ale to już chyba bardziej z jakiejś bajki bardziej, czy programu dla dzieci niż gry. Może to kwestia tego, że ja jako dziewczynka, wolałam skakać w gumę, albo wisieć do góry nogami na trzepaku, czy też siadywać na kocyku z gromadą lalek pod bokiem :P To ostatnie, jak widać..., wróciło do mnie... Swoją drogą na trzepaku też chętnie bym pofikała, ale wszędzie te trzepaki jakieś takie małe :P Uściski :-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń