sobota, 31 grudnia 2022

 HAPPY NEW YEAR 2023!! :))




Rocksteady i Bebop już wiedzą jak przywitają nowy rok. A wy jak w tym roku spędzacie sylwestra? W domowym zaciszu czy może gdzieś się wybieracie? :) 

Kochani życzę wam wszystkiego co najlepsze w nowym roku 2023! Dużo uśmiechu, zdrowia i radosnych chwil z bliskimi! Trzymajmy garde!

Cowabunga dudes! :)

Keeper






sobota, 24 grudnia 2022

 Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!! :)



Śnieg co prawda nie dotrwał do Wigilii, ale może chociaż uraczę was takim oto zimowo-świątecznym klimatem vintage toys, w towarzystwie Anubiego i Magona z Galaxy Warriors (seria Sungold) oraz wojowniczki Golden Girl od Galoob :) (Fotki mojego autorstwa :) )

Moi kochani, z okazji Świąt Bożego Narodzenia, życzę wam wszystkiego co najlepsze, dużo zdrowia, szczęścia, moc prezentów i radości, a już w nadchodzącym nowym roku, eksplozjii pozytywnej energii i permanentnie nieskończonego uśmiechu!! :) Życzę wam też, abyśmy co do joty, wszyscy się tu spotkali i w następne Święta, wspólnie ciesząc się wspomnieniami wszystkich minionych lat, w których mieliśmy to wyjątkowe szczęście dorastać! :)

A więc moi mili, walczmy dalej, bo marzania się spełniają! Niech moc będzie z nami!

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!!

Keeper :)





niedziela, 20 listopada 2022

 WOJOWNICZE ŻÓŁWIE NINJA W KIOSKOWYM WYDANIU CZ. 6

''WOJOWNICZE ŻÓŁWIE MADE IN CHINA''




    Nie tak dawno temu, niespodziewanie dotarło do mnie, że na parę ładnych lat zupełnie zapomniałem o serii  ''Wojowniczych Żółwi Ninja w kioskowym wydaniu'' i wydawać by się mogło, że w tym temacie wyczerpałem już cały swój limit. A jednak stało się! Wojowniczych Żółwi nigdy dość! Oto przed wami moi mili, kolejna część sławnej rolkowej serii, traktującej o bootlegach Wojowniczych Żółwi Ninja! :)

    Tym razem odłożę jednak na bok polskie dzieła sztuki spod szyldu Evanplastu i wezmę pod lupę dość osobliwe jak i całkiem efektowne bootlegi Żółwi Ninja produkcji Made in China.
Figurki o których mowa, pojawiły się na  polskim rynku gdzieś pomiędzy 1990 a 1992 rokiem i z miejsca przykuły oko niejednego dziecka, zafascynowanego tematem Wojowniczych Mutantów Ninja. 
Chińskie Turtlesy jak na bootlegi przybyłe prosto z dalekiego wschodu, prezentowały się naprawdę przyzwoicie, charakteryzując się bez dwóch zdań wysoką jakością wykonania. A jakość wykonania była na tyle dobra, że oszukała mózg niejednego dzieciaka, zmuszając go chytrze do myślenia, że posiada oryginalne figurki Żółwi Ninja od Playmates z 1988 roku. Po latach wiele dobrych dusz nawróciłem jednak na właściwy tok rozumowania. Nic już nie było dla nich takie same, gdy okazało się, że cały czas żyły w tej nieświadomości posiadania chińskich podjebek. Co więcej, niektórzy nawet mieli mi to za złe, że poznali tą, a jakże niewygodą dla nich prawdę! :))


Chiński bootleg zadziornego Rapha z serii TMNT.

 
   Pierdu, pierdu, ale, ale! 

    Chińskie bootlegi względem oryginalnych figurek posiadały jednak drobne, aczkolwiek znaczące różnice , które wprawne oko mogło wychwycić niemal od razu. Każda z figurek Turtli posiadała stricte, dokładnie taką samą głowę oraz dynamiczne ułożenie ciała. Różnił ich od siebie tylko kolor bandan oraz skóry, jak również konkretny rodzaj pasków z literką przynależną do imienia danego Żółwia. Z kolei zestaw broni w każdym opakowaniu był dokładnie taki sam, składając się po jednej sztuce miecza katana, sai, nunchaku oraz kija. Broń połączona była fabrycznie wypraską do samodzielnego wycięcia. Chińskie wyposażenie jednak bardzo odbiegało od oryginalnej serii TMNT. Broń była wykonana z gumy, najczęściej w kolorze czarnym, zdarzał się jednak wariant akcesoriów również w kolorze czerwonym, pomarańczowym, a nawet różowym. 


Standardowe wyposażenie każdego Turtlesa Made in China.


Kolejny wariant broni w kolorze wściekłej pomarańczy.


Chińskie podróbki Turtlesów, nie posiadały również żadnych sygnatur, poza złotą naklejką kontroli jakości ''Made in China'' w okolicach żółwiego zadu. Podróbki charakteryzowały też bardzo kiepsko dopasowane nogi, powodując słabą stabilizację figurki, a właściwie jej brak. U stóp zabrakło również charakterystycznych dziurek, które posiadały oryginalne figurki, umożliwiające 
przyczepienia ich do pojazdu lub innych platform. Warto wspomnieć, że czterokrotnie powielona głowa u każdej z chińskich podróbek Żółwi Ninja, była tak naprawdę nieco zniekształconym odlewem oryginalnej głowy figurki Dona z 1988 od Playmates. Jedynie ramiona, nogi i pewnie jak też cały korpus, pochodziły od Leo z tej samej serii. Chińskie bootlegi Żółwi Ninja były dodatkowo pakowane w ładny kolorowy blister, do złudzenia przypominający markowy wyrób, który tak kusił oko w miejscowych Pewexach oraz domach towarowych. Osobiście bardziej  zapamiętałem jednak obskurne opakowania, w postaci chamskiego woreczkach z doczepioną od góry tekturką z logiem TMNT, które wisiały rzędem na miejscowych straganach. 

Klasyczny zestaw Wojowniczego Żółwia do kupienia
na każdym straganie lat 90-tych.


Jednak co by tu nie mówić i nie psioczyć na te biedne figurki, to miały swój klimat, posiadając nieodparty urok dzikich i szalonych lat 90-tych. Całe post-komunistyczne pokolenie  bawiło się nimi do upadłego, a niska cena sprawiała, że były dostępne niemal dla każdej pociechy. Właśnie za to konkretnie należą się brawa twórcom bootlegów. Potrafili sprawić, że każde, nawet najbiedniejsze dziecko, mogło mieć uśmiech na twarzy, ciesząc się figurkami swoich ulubionych bohaterów z telewizji oraz komiksów.
Obecnie figurki są docenione już tylko przez koneserów oraz pasjonatów starych dobrych czasów. Chociaż bardzo bym chciał, żółwiki te w większym półświatku hobbystycznym, nie mają ani wartości sentymentalnej, ani tym bardziej w cenie rynkowej. Kolekcjonerzy i pasjonaci serii Wojowniczych  Żółwi Ninja poszukujący zwykle oryginalnych wyrobów Playmates z przełomu lat 80-tych i 90-tych, patrzą na chińskie bootlegi z obojętnością, a czasami wręcz z niemałą pogardą.  Jednak wciąż można znaleźć ludzi, którzy miło wspominają i te figurki, kojarząc je ze swoim dzieciństwem oraz dobrą zabawą. Ja do nich należę. 


Chińskie bootlegi TMNT. Od lewej; Don, Leo oraz Mike.


A wy jak wspominacie Wojownicze Żółwie Ninja w chińskiej aranżacji? :) 

Cowabunga!

Keeper :-) 

COWABUNGA!!


niedziela, 30 października 2022

CZAS NA SEANS HALLOWEEN: ZOMBI 2 (1979)    



'' Powiedz załodze, że mogą odbijać '' - i tak z tymi oto niepokojącymi słowami, rozpoczyna się pełna koszmaru przygoda w jednym z najbardziej kultowych filmów o tematyce zombie, w świecie europejskiego kina.

      Tematyka żywych trupów od zawsze stanowiła dla wielu filmowców inspirację do tworzenia filmowych dzieł, które miałyby w swej mocy, zarówno przestraszyć jak i zszokować swoich widzów. W USA główny prym w tym nietuzinkowym a jakże gatunku, wiódł John Romero, który wykreował słynną oraz kultową już dzisiaj trylogię o Zombie. Tytuły takie jak Noc Żywych Trupów, Świt Żywych Trupów oraz Dzień Żywych Trupów, na stałe zapisały się pośród licznych produkcji gatunku grozy jako ścisła czołówka tej dziedziny. Na całym świecie nie było fana horroru, który by nie obejrzał tych filmowych dzieł, więcej niż raz, czy nawet dwa razy. Jednak jak się w krótce okazało, gatunek horroru nie samą Ameryką żyjąc, rozprzestrzenił się również na Europę. Szczególnie włoscy filmowcy ukochali sobie filmową grozę, idąc krok dalej niż amerykańscy koledzy po fachu, ukazując w swoich filmach prawdziwe emocje oraz strach, a nie tylko plastikową rozrywkę okraszone gumowymi flakami i sztuczną krwią. Włosi jak nikt inny, potrafili w swoim filmowym dorobku wyczarować niezrównany z niczym klimat oraz prawdziwą grozę. W ich produkcjach od zawsze majaczyło coś realistycznego oraz mistycznego zarazem. Oglądając amerykański Horror, zawsze spodziewam się czystej rozrywki i chociaż widzę na ekranie krew i flaki, mam świadomość, że jest to czyta mistyfikacja. Oglądając z kolei włoskie produkcje, tej pewności już nie mam.

Takim właśnie oto jest film, ''Zombi 2'' z 1979 roku reżyserii niezrównanego Lucia Fulci, który będę dziś z okazji zbliżającego się Halloween omawiać. Czytelników, którzy nie pałają szczególną sympatią do włoskich filmów grozy, bardzo przepraszam.  Obiecałem sobie, że wcześniej czy później wypowiem się i w tym temacie, jako, że jest to jedna z ważniejszych partii mojego życia oraz pasji. A nuż kogoś zachęcę do obejrzenia i pokochania włoskiego kina w którym zazwyczaj gustują głównie koneserzy kinowej grozy.

Fabuła filmu rozpoczyna się z chwilą gdy do zatoki Hudson przybija z pozoru pozbawiony załogi, dryfujący po morzu jacht. Policjanci wchodząc na pokład zbadać sprawę, szybko jednak zostają zaatakowani przez opuchłą maszkarę przypominającą człowieka. Potwór powalony kilkoma strzałami policyjnego rewolweru, znika w odmętach oceanu. Osobliwa sytuacja wstrząsa do głębi całą Ameryką. Niebawem okazuje się, że opuszczony jacht należy do słynnego naukowca, który w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął gdzieś na Karaibach. Jego córka Anne Bowles wraz ze wścibskim aczkolwiek sympatycznym dziennikarzem Peterem Westem, postanawia dowiedzieć się co się z stało z jej ojcem. Trop prowadzi na odległą, tropikalną wyspę. Razem z dwójką poznanych młodych ludzi, Brianem i Susen, czym prędzej wyruszają na ekspedycję rozwikłać tajemnicę. Tymczasem na Antylach, niejaki profesor Menard prowadzi eksperymenty oraz walkę z tajemniczą chorobą, która dziesiątkuje tubylców i reanimuje ich zwłoki w łaknące świeżej krwi żywe trupy. 


    Za nic nie mogę się zgodzić z powszechną opinią, że przedstawiona fabuła filmu, jest zwyczajnie słaba. Dla mnie już sama podróż bohaterów na Karaiby, gdzie aż się roi od legend na temat magii VooDoo oraz Zombie, oddaje niesamowity klimat całej historii. Z pozoru dziurawy scenariusz, został przerobiony w reżyserii Fulciego w typową dla jego dzieł mieszankę wizjonerskich czy wręcz magicznych scen, tworząc w całokształcie atmosferę sennego koszmaru. Warto tu nadmienić o słynnej scenie podwodnej walki zombie z rekinem, która zadziwia i porusza za każdym razem. Lucio Fulci wycisnął  z podanego mu na tacy scenariusza najlepsze soki, a czerpiąc garściami ze ''Świtu Żywych Trupów'' Romero czy nawet takich klasyków jak ''Wędrowałam z Zombie'' czy ''Biały Zombie'', wykreował dzieło, które na stałe zapisało się w kanonie gatunku, jako kultowe. 

Na duże brawa zasługuje charakteryzacja żywych trupów, którą zawdzięczamy Giannetto de Rosii. Włoski spec od charakteryzacji poszedł o krok dalej niż, Tom Savini w Świcie Żywych Trupów z 1978 roku. Zamiast szarej farby i przejaskrawionej, słabo wyglądającej sztucznej krwi Saviniego, De Rossi stworzył kreacje zombie jakiej jeszcze w świecie kina nie było. Żywe trupy włoskiego charakteryzatora, wyglądały niczym stare i wysuszone, podgniłe ludzkie szczątki, pokryte od stup do głów piachem oraz popiołem, jakby dopiero co wypełzły z grobów. Natomiast jego absolutną wisienką na torcie, były prawdziwe dżdżownice, w pełni oddające realność gnijącego trupa z wijącymi się zaciekle robalami w oczodole lub pośród żeber korpusu. To robiło wrażenie, stawiając tym samym kamień milowy w gatunku Zombie Movies na długie lata. Produkcja Fulciego obfitowała również, wręcz w szereg brutalnych scen przy których nawet najwytrwalszy zawodnik odwracał wzrok, zasłaniając ręką oczy. Do takich ujęć bez wątpienia należy słynna ''scena z okiem''. Każdy kto widział film, wie o czym mówię, a ciekawskich zachęcam do zapoznania się z tematem. Realność tej sceny, powaliła wówczas na łopatki, nawet najbardziej dopieszczone efekty specjalnie rodem z Ameryki. Nie udałoby się to z pewnością bez świetnej gry aktorskiej Olgi Karlatos, która bardzo realistycznie oraz wiarygodnie oddała panikę, bezgranicznych strach i grozę, jaka wynikała z danej sytuacji. Rzecz nie do powtórzenia od artystycznej strony, a co więcej prawdziwy majstersztyk w swej dziedzinie.

Anne, Peter, Brian i Susan, czyli czwórka sympatycznych bohaterów
 na wyspie Zombie.

    W żadnym wypadku nie można zapomnieć również o fenomenalnej muzyce, która towarzyszy nam już od pierwszych chwil seansu. Za jej aranżacje odpowiedzialny był słynny kompozytor Fulciego, niejaki Fabio Frizzi. Ścieżka dźwiękowa do filmu Zombi 2 już po pierwszym seansie, długo nie dawała nam o sobie zapomnieć, wciąż rozbrzmiewając nawet po latach w naszych głowach ,w makabrycznym tonie pochodu żywych trupów. Do filmu zostało zaangażowane, rozpoznawalne już dzisiaj grono aktorskie w postaci zjawiskowej i zarazem czarującej Tissy Farrow (znaną z takich filmów jak Ludożerca czy Ostatni Łowca) oraz Iana McCulloha (Zombie Holocaust, Skażenie), Richarda Johnsona (Wyspa Ludzi Ryb, Wielki Krokodyl) i kultowego Ala Clivera, którego mogliśmy podziwiać później w licznym włoskim kinie post-apokaliptycznym. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że Zombi 2 Lucia Fulci we Włoszech był całkiem chytrze reklamowany jako bezpośredni sequel Świtu Żywych Trupów Georga Romera z 1978 roku. Włoska wersja Świtu Żywych Trupów była emitowana w kinach pod tytułem ''Zombi'' stąd  numerek ''2'' w dziele Fulciego ''Zombi 2'' :) Szerzej na świecie produkcja była znana również jako Zombie Flesh Eaters. 

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych zombi kina grozy, w pełni zasługiwał
by zasłynąć również na kinowym plakacie!

    Po raz pierwszy zetknąłem się z tym filmem gdzieś u startu drugiej klasy liceum. Mając już za sobą całą serię filmów o tematyce zombie i oczywiście będąc dobrze rozeznanym w tym gatunku fanem horroru, myślałem, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. A jednak! Zombi 2 Lucia Fulciego zaserwował mi zupełnie nowy wymiar rozrywki, rzucając mnie prosto na kolana. Od tamtej pory wiedziałem, że jest dużo więcej do odkrycia w tym gatunku filmowym, niż się spodziewałem, a włoskie kino trafiło do mnie mocniej niż amerykańskie, rozkochując mnie w sobie na długie lata. Lucio Fulci, znany często również jako reżyser do wynajęcia, będąc bezapelacyjnym mistrzem kina włoskiej grozy wyprodukował za swego życia wiele wspaniałych dzieł, do których śmiało można zaliczyć taki pozycje jak ''Hotel Siedmiu Bram'' (The Beyond), ''Miasto Żywej Śmierci'' (City of the Living Dead) oraz ''Dom przy Cmentarzu'' (The House by the Cemetery). Jednak tytuł do którego najczęściej lubiłem wracać, zwłaszcza w upiorną noc Halloween, to właśnie nie inaczej jak ''Zombi 2'', który już zawsze będę uważał za najbardziej dopracowane dzieło mistrza Lucia Fulci.

Kultowe dzieła mistrza włoskiej grozy, Lucia Fulci!

A wy jak wspominacie makabryczną wyprawę na wyspę pełną zombie? :)

Udanego Halloween!

Keeper :)



niedziela, 16 października 2022

NA WESOŁO - CZYLI MINI PHOTO STORY :)  



    Brak czasu, brakiem czasu, ale strona nie może stać bezczynnie, dlatego podczas segregowania moich figurek, ni stąd, ni zowąd strzelił mi do głowy mini scenariusz na wesoło z serii Wojowniczych Żółwi Ninja. Figurki Rocksteadego oraz Shreddera są produkcji hiszpańskiej od Yolandy, natomiast Bebop to niemiecki gumiak od Bullylandu na licencji Mirage Studio. W dzieciństwie zawsze się zastanawiałem, co by było gdyby Shredder zdobył wehikuł czasu i próbował zniszczyć Nowy Jork, przed pojawieniem się Żółwi Ninja, a co gorsza postanawiając również wytropić i unicestwić cztery małe żółwiki, na długo przed ich wojowniczą mutacją? Nie ma co gdybać, na szczęście mamy Rocksteadego, który zawsze myli współrzędne! Tak trzymaj Rock, Ty głupolu! :) 

W wersji na komputer aby wyświetlić zdjęcie w lepszej widoczności, wystarczy kliknąć w nie prawym przyciskiem myszy i otworzyć w nowym oknie, lub klepnąć w link poniżej, co polecam bardziej :) 

Komiks w lepszej widoczności tutaj -> TMNT FIGURE COMIX | Fotosik.pl

Dobrego dnia!

Keeper



niedziela, 11 września 2022


 MOJA KOLEKCJA POLSKICH FIGUREK STAR WARS! :)

CZ. I



Cz. 1 - Figurki STAR WARS seria ''ruchoma''.


    Jak dobrze wiecie moi mili, od kilku lat z dużym hakiem kolekcjonuję unikatowe figurki Star Wars polskiej produkcji z przełomu lat 80-tych i 90-tych. Postanowiłem, że w końcu podzielę się z wami moją kolekcją na łamach tego bloga, żeby każdy mógł zobaczyć co już posiadam w swoich zbiorach. Post ten pojawi się w dwóch częściach, dzieląc się na serie figurek ''ruchomych'' (czyli figurki z ruchomymi kończynami) oraz ''nieruchomych'' (czyli figurki odlane z jednolitej formy, zwane potocznie ''gumiakami'' czy też ''kioskowcami''). Co jakiś czas będę również aktualizował ten post dorzucając do niego nowe zbiory, gdyż radość zbierania tych figurek nie ma u mnie końca, pomimo, że przy każdej nowej mówię sobie ''to już ostatnia, basta!'' :))) 

Trochę historii...


    Figurki które poniżej zaprezentuję, są tak naprawdę polskimi podróbkami, czy jak kto woli bardziej fachowym językiem bootlegami, słynnej serii figurek Star Wars od Kenner z początku lat 80-tych. Za powstanie tych małych arcydzieł sztuki odpowiedzialny był, prężnie działający w latach 80-tych, zakład rzemieślnicy ''Elektrospółdzielnia'', którego siedziba mieściła się w Gdyni. W latach 90-tych na drodze narastających w Polsce zmian oraz restrykcji,  zakład przemianował się na EVANPLAST i zasłynął z produkcji całej gamy figurek popularnych wówczas serii znanych z bajek oraz komiksów. Pracując bez ustanku, dzień i noc, nasza słynna manufaktura błyskawicznie zaczęła kiełkować w tak popularne serie jak G.I. Joe, Ninja Turtles, Power Rangers, RoboCop, Batman, Spider-Man, figurki Disneya oraz całą paletę cudów na kiju, jaką tylko każde post-komunistyczne dziecko mogło sobie wówczas wymarzyć. Pomimo tak licznych serii na swoich dumnych barkach, producent jednak ani na chwilę nie zapomniał  o swoim prawdziwym dziedzictwie w postaci figurek Star Wars, które również doczekały się swojej drugiej edycji w latach 90-tych obfitując w żywe i ładne kolory, jak również poprawioną jakość tworzywa. Figurki Star Wars z partii ruchomej, były również obrane przez producenta w całkiem ładny dodatek w postaci sprzedaży ludzików w  kolorowym opakowaniu z motywem Gwiezdnych Wojen. Blister na przestrzeli lat, potrafił zmienić swoją szatę graficzną oraz formę nie raz i nie dwa, a co więcej i myślę, że na duży plus, w żadnym znanym przypadku nie był to plagiat oryginalnych opakowań Kennera, lecz własna twórczość polskiego producenta.

Przykłady polskich opakowań figurek Star Wars.
Zdjęcia zaczerpnięte ze strony Starwarsy - wirtualne muzeum Star Wars ( Gwiezdne wojny )


A więc do dzieła! Zapraszam wszystkich do obejrzenia mojej kolekcji polskich figurek Star Wars z serii ruchomej! :)



Darth Vader
Jedyny słuszny spadkobierca Sithów i dzierżyciel potęgi Ciemniej Strony Mocy!



Stormtrooper (G1)
Stormtrooper (G1)
Klasyczny siepacz Imperium! :)


Boba Fett (G3)
Z nim się nie zadziera!

 
Zuckuss (G3)
Po częstochowsku, na bogato odziany w złoto :)


Zuckuss (G1)
Ten Zuckuss wybrał metaliczną zieleń, bynajmniej nie dlatego
by oddać hołd Partii Zielonych.


                                                
Prune Face
Zielono mi! Ten ludzik obrał stylówkę lat 90-tych.

Weequay
Mrozi spojrzeniem niczym Clint Eastwood! :-))

Barada
Pysk co prawda niewyjściowy, ale za to jaka charyzma! :-)



ATAT Commander
Ten szary, smutny pan dowodzi jedną z największych Maszyn Kroczących!

Deathstar Gunner
Z rozkazu Imperium zniszczył wiele pięknych planet!

                                   
Han Solo (Hoth)
Zimno to się ubrał :))

Luke Skywalker (Pilot)
Prawdziwy bohater! Zniszczył Gwiazdę Śmierci na której mieszkało tyle samo niewinnych cywilów, inżynierów i robotników co Szturmowców! Brawo Luke! :))


Nien Numb
Uroczy gremlin z kosmosu :))


Snowtrooper (Hoth)
Znany też w półświatku przestępczym Imperium jako Sopel :)


TIE Fighter Pilot
(G1)
Takie turkusowe akcenty to nie w kij dmuchał!

TIE Fighter Pilot
Kolejny Imperialny pilot w mojej kolekcji,
 który zgłosił się by oddać życie za Lorda Vadera!

Darth Vader (G3)
Ta czerwona plama na płytce klatko-piersiowej to nie krwawiące serce, lecz niepewna ręka
i zbyt gruby pędzel jednego z chałupników Evanplastu.



Darth Vader (G3)
Kolejny Lord Vader we własnej osobie w mojej kolekcji. Istny atak klonów! :))



   
....i kolejny Dart Vader (G3)
W alternatywnej rzeczywistości, stracił ramię w bitwie na miecze świetle 
z Obi-Wan Kenobim, zwanym też Benem Kenobim :-)




Trochę historii ciąg dalszy.. 

Czyli kilka słów o wyposażeniu.


Każde szanujące się ludziki powinny posiadać broń! :-)


    Figurki, figurkami, ale czym byłyby te małe miniaturki bez odpowiedniego wyposażenia w swoich łapkach? W przeciwieństwie do polskich bootlegów G.I. Joe czy innych  bohaterów kojarzonych bardziej w latach 90-tych, polskie figurki Star Wars z serii ruchomej, były sprzedawane w blistrach bez akcesorium. Nigdy nie zapomnę jak w 1991 roku, kolega odpakował przy mnie bootleg polskiego Hana Solo i jakie było moje ogromne rozczarowanie gdy okazało się, że blister zawierał tylko i wyłącznie samą figurkę! Wyposażenie jednak można było dokupić osobno, pakowane w oddzielny blister zawierający mix  broni dla naszych ludzików. Warto dodać, że edycja paczki z bronią z lat 90-tych, oprócz akcesorii przynależnych do Star Wars, zawierała również wyposażenie dla polskich bootlegów G.I. Joe, w postaci kuszy oraz miecza dla wojowników ninja, jak również rozmaitych karabinów dla komandosów Joe oraz najemników Cobry. Broń najczęściej była wykonana z typowej czarnej polskiej gumy, aczkolwiek czasami na swojej drodze do szczęścia, można było spotkać również sort broni w kolorze zielonym, a nawet niebieskim i czerwonym. Żeby było śmieszniej w 1998 roku Evanplast często dorzucał wyposażenie z serii  G.I. Joe oraz Star Wars do blistrów z bootlegami Batmana, Spider-Mana czy nawet Power Rangers. Powiecie: ''Ale jak to?! Batman z karabinem od Zuckussa z Gwiezdnych Wojen oraz  Spider-Man z kuszą od Storm Shadow z G.I. Joe? Przecież to się kupy nie trzyma!'' No cóż moi mili... To tylko u nas! Tylko w Polsce! :))) 

Zdjęcie z bootlegiem popularnego w latach 90-tych ''Catmana'' 
zostało zapożyczone ze strony: 
Home - ******* Polish Toys Collector Site ******* (webs.com)



    Powracając jednak na ziemię, by skupić się już na samej broni Star Wars, poniżej pragnę wam zaprezentować część wyposażenia z mojej kolekcji bootlegów oraz ich przynależność do oryginalnych postaci tego uniwersum.



1. Droid IG-88
2. Szturmowiec
3. Żołnierz Rebelii 
4. Zuckuss
5. Kierowca maszyny kroczącej typu ATAT
6. Boba Fett
7. Han Solo i Luke Skywalker Pilot
8. Miecz świetlny Jedi.

Zwarty i gotowy!


    Jednak w dzieciństwie miało kto z nas umiał te bronie dopasować do swych prawowitych właścicieli, nie mając rozeznania w temacie poprzez brak oryginalnych figurek Kennera na polskim rynku. Co bardziej sprytni figurkowicze, wspomagali się filmową trylogią Gwiezdnych Wojen, podpatrując na dużym ekranie kina czy telewizora, kto jaką bronią władał. Dla mnie jednak było to wówczas wszystko obojętne i mało też, który z moich kolegów się tym przejmował, wkładając katanę do łap Mika z Żółwi Ninja czy kuszę do rąk Hit n Runa z G.I. Joe. Nieograniczona niczym, moc dziecięcej wyobraźni, zawsze wygrywała ze sztywnymi zasadami narzuconymi przez producenta danej zabawki. Dlatego właśnie, nam polskim dzieciom lat 80 i 90 tak bardzo przypasowały bootlegi Evanplastu, który nigdy nie narzucał nam jak mamy się bawić, dając nam wolną rękę i pole do popisu w wymyślaniu własnych standardów, fabuły i całego uniwersum tego figurkowego świata.

Słynny łowca nagród Boba Fett i jego nieoceniony
w każdym starciu blaster! :)

Dobry, Zły i Brzydki czyli uzbrojeni i niebezpieczni!


    Zaczynając kolekcję polskich figurek Star Wars ani przez moment nie sądziłem, że wsiąknę w to hobby niczym śliwka w kompot. Co więcej, od tamtej pory przestały się dla mnie liczyć też inne serie, które wówczas zbierałem. Na samym początku miałem kupić tylko Lorda Vadera i na tym poprzestać. Jednak tak się nie stało! Nawet nie zdążyłem dobrze nacieszyć się nową figurką, a już szukałem następnych, porwany przez niewidzialną siłę, zapewne z kosmosu jak mniemam. Niewinne z pozoru hobby, nagle stało się trudnym do wyleczenia nałogiem z którym nigdy wcześniej nie miałem okazji się zderzyć. Zbieranie polskich bootlegów, było dla mnie tym, czym był zapach napalmu o poranku dla amerykańskich żołnierzy w Wietnamie. Nutka magii, którą zrozumieją tylko psychole i koneserzy. Unikatowość oraz deficyt tych figurek na polskim rynku, tym bardziej napędzał mnie do polowania i notorycznych obserwacji znanych mi źródeł, z których mógłbym pozyskać nowe bootlegi do kolekcji.

Lord Vader w towarzystwie Dee Jaya i TARGAT'a
z serii polskich bootlegów G.I. Joe aka Action Force.
Prawda, że ładnie razem się komponują? Z tego właśnie tytułu, niektórzy sprzedawcy
mylnie biorą bootlegi G.I. Joe za serię Star War
s.


Jednak zanim rozpocząłem ową kolekcję figurek Star Wars, moje oczy były i wręcz są nadal zwrócone  w stronę polskich bootlegów G.I. Joe znanych też  w półświatku jako Action Force. Ale to już historia na zupełnie inną okazję. Tym czasem kończę część pierwszą mojej kolekcji polskich figurek Star Wars i zabieram się za tworzenie drugiej w której przedstawię figurki z serii ''nieruchomej'', gdzie będzie też o wiele, wiele więcej kolorowych ludzików do oglądania! :)))

Zatem moi mili...
Niech MOC będzie z wami! :) 


MAY THE FORCE BE WITH YOU!



Dobrego dnia!

Keeper :-)





niedziela, 28 sierpnia 2022

 FIGURKOWY CHWALI-POST LATA 2022 :) 






Przyszło lato i od razu większy wysyp fantów się objawił na miejscowych giełdach staroci oraz ogłoszeniach internetowych. Co za tym idzie z dumą prezentuję moje najnowsze figurkowe zbiory! :) Do mojej kolekcji z serii polskich bootlegów Star Wars, tym razem dołączył długo przeze mnie poszukiwany, słynny łowca nagród Boba Fett, droid R2D2, Weequay oraz bardzo rzadki okaz Prune Face'a w dość nietypowym i unikatowym paint-deco, żółci, zieleni oraz purpury. Pytając o opinie fachowca w tej dziedzinie, dowiedziałem się, że w tym momencie tylko kilka osób na całą Polskę posiada go w swoich zbiorach! To się nazywa zdobycz! :) Jako ciekawostkę, dorzucam polski bootleg Spider-Mana, znanego bliżej w półświatku jako Medusa-Man. Zwykle barwiony w klasyczne czerwono-niebieskie akcenty, tym razem trafiła mi się srebrno-czarna gratka o pomarańczowych oczach. Cuda się jednak zdarzają! Nie przestawajcie w nie wierzyć moi mili! ;) 

Polskie figurki Star Wars 3 generacji z lat 90-tych.

Medusa-Man czyli polska podróbka
 Spider-Mana od Evanplastu :)


Polski droid R2D2

R2D2 oraz C3PO znowu razem :)


Z cyklu ogłoszeń parafialnych, chciałbym was również poinformować, że przygotowuję na swoim blogu giga-post, będącym prezentacją całej mojej kolekcji polskich figurek Star Wars. Wpis ten będzie podzielony na dwie części, pod postacią serii ''ruchomej'' (figurki z ruchomymi kończynami) oraz ''nieruchomej'' (figurki nieruchome, odlane z jednej stabilnej formy, zwanych potocznie ''gumiakami'' lub ''kioskowcami''). Często-gęsto ogrom entuzjastów zabawek PRL-u jak również lat 90-tych, pyta mnie o moją kolekcję figurek Star Wars, więc aby za każdym razem nie robić zdjęć ''na szybko'', postanowiłem zrobić jeden stały post prezentujący moje figurki, które pozyskałem na przestrzeni lat. Moje małe wirtualne muzeum będzie dostępne głównie na starym blogu, aczkolwiek jak post będzie gotowy podeślę tutaj oczywiście link z adresem :) 
A czy wy również tego lata zebraliście jakieś ciekawe okazy do kolekcji? :)

Dobrego dnia! 

Keeper :)


Niech Moc będzie z Wami! :)