SAMURAI ZOMBIE NATION - Czyli kultowa osobliwość konsoli Pegasus :)
Mamy rok 1993. Któregoś wakacyjnego dnia wracam co sił do domu, dzierżąc w dłoni nowo zakupioną na targu grę Pegasus. Mając do wyboru szereg różnobarwnych dyskietek na co sobotnim straganie, mój czujny wzrok górskiego lamparta padł tym razem na krzyczący głośno do mojego jestestwa tylko jeden tytuł - Samurai Zombie Nation! Czy można było obojętnie przejść, obok zestawu tak dobrze współgrających że sobą słów? Nie wydaje mi się. Od razu więc z portmonetki zdobnej w logo Żółwi Ninja, wyjąłem całe 10 zł, które drżącą ręką podałem podejrzanie wąsatemu sprzedawcy z dalekiego wschodu. Wróciłem do domu i od razu odpaliłem dużo obiecującą mi grę, gdzie łypał na mnie z etykiety łysy typ na modłę Kodżaka, plujący na budynki mieszkalne promieniami lasera. Po bokach tej zjawiskowej grafiki zauważyłem również statki kosmiczne i obcego insektoida, więc co mogło i tym razem pójść nie tak, wydając szybkim gestem to marne 10 zł za które mogłem w zamian kupić Contre Force albo Ghostbusters 2 ? Włączyła się gra i zapadła cisza. Moim skołowanym oczom, ukazało się niczym senny koszmar, mroczne, wiejące grozą intro wprowadzające mnie w fabułę gry. Historia Samurai Zombie Nation zabrała mnie w podróż, aż do 1999 roku kiedy to na pustyni w Nevadzie rozbija się meteoryt, transportujący na Ziemię groźnego obcego znanego jako Darc Seed. Obcy nie czekając na miłe powitanie ziemian, natychmiastowo przemienia niemal całą populację Stanów Zjednoczonych w posłuszne jego rozkazom hordy zombie. Żeby tego było mało, swoją potężną mocą telekinezy, obcy zawładnął szeregiem śmiercionośnych maszyn i broni w tym słynnym samurajskim mieczem Shura. Dowiadując się o tym duch potężnego samuraja Namakubi, pod postacią wielkiej głowy nietrwożnie leci do Stanów Zjednoczonych by uratować ludzkość przed plagą zombie i odzyskać święty miecz wojowników z parszywych łap Darc Seed'a, posyłając go prosto do piekła.
Ten groźny typ, łypiący do nas z etykiety gry, to nie Kodżak, tylko słynny samuraj Namakubi :)) |
Sama rozgrywka to nic innego jak klasyczna strzelanka w rzucie horyzontalnym, na modłę takich klasyków jak Macross, Gradius czy niezapomniany Life Force. Jako gracz cały czas sterujemy lecącym do przodu Namakubim, opluwając kulami ognia wrogie pojazdy, zombie i inne monstra, na które dodatkowo można zrzucić też ognisty wymiot. Namakubi potrafi niszczyć też budynki oraz różne struktury, ratując przy okazji zwykłych obywateli, za co dostaje dodatkowy upgrade siły ognia. Nasz osobliwy bohater posiada też pasek życia, składający się z ośmiu miniaturek głów Namakubi, widocznych w dole ekranu. Po 2-3 oberwanych ciosach, zamiast główki pojawia się czaszka, a gdy będzie ich osiem, nasz bohater przegrywa, a gra zostaje skończona. Pasek życia można naturalnie też odnawiać w trakcie rozgrywki, niszcząc budynki i inne struktury. Oprócz paska energii, gracz ma do dyspozycji również aż sześć kontynuacji, które powiększają się o jeden po każdym ukończonym etapie, kończąc maksymalnie na dziewięciu. Jakby tego jeszcze było nam mało, przed rozgrywką gracz dostaje opcję wyboru poziomu trudności gry - easy oraz hard, jak również możliwość rozpoczęcia przygody od dowolnej planszy. Naszym celem jest ukończenie wszystkich czterech etapów gry, które ostatecznie otworzą nam przejście do sekretnej piątej mapy, kończąc naszą rozgrywkę na finałowej walce z Darc Seedem włącznie.
Graficznie tytuł prezentuje się zwykle w burych i granatowych barwach, co fenomenalnie oddaje klimat chylącego się ku upadkowi świata, dozując nam jednocześnie przez cała grę, od początku do końca potęgujące uczucie niepokoju oraz grozy. Sam projekt głównego bohatera może wydawać się, aż nadto groteskowy, jednak jako strzelanka, gra sprawdza się wyśmienicie, wciągając miłośników gatunku na długie godziny dobrej zabawy.
Warto wspomnieć, że gra ukazała się po raz pierwszy na rynku japońskim w 1990 roku, różniąc się kilkoma znaczącymi szczegółami od bliżej znanej fanom Pegasusa, wersji amerykańskiej. Zamiast głowy samuraja Namakubi, występuje ogromna maska Tengu, bóstwa wojowników Ninja, a gracz musi zdobyć zdolność plucia ogniem, podczas gdy w wersji amerykańskiej zdolność ta występuje od razu. Ostateczny boss Darc Seed, pierwotnie nosił miano Eva. Inne różnice polegają na dużych zmianach graficznych oraz designu jednego z bossów pod postacią Statuy Wolności.
Samurai Zombi Nation to dla mnie już klasyka, za dzieciaka produkcja wydawała mi się mroczna, niepokojąca i napawająca mnie grozą. Świat pogrążony w chaosie i rozpaczy to w świecie gier norma, ale bohater o kształcie ogromnej szpetnej głowy to już unikat na skalę światową i nie sposób o nim zapomnieć, a już na pewno przejść obok niego obojętnie!
A wy jak wspominacie lot samuraja Namakubi, po zwycięstwo i wolność dla świata? :))
Dobrego dnia!
Keeper :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz