niedziela, 22 marca 2020



WOJOWNICY NINJA W KIOSKOWYM WYDANIU.

   CZYLI KAŻDY MA JAKIEGOŚ BZIKA! :)




W latach mojej zwariowanej, aczkolwiek często-gęsto mile wspominanej wczesnej młodości, wielokrotnie spotykałem wśród moich zacnych rówieśników lub też plus-minus u młodszych czy też starszych dzieciaków przeróżne zajawki, zainteresowania tudzież hobby, a wszystko jakby pod dyktando słynnej wówczas telewizyjnej piosenki ''Każdy ma jakiegoś bzika''. Jak sugerowała nam owa telerankowa nuta, bzika miałem, więc i ja, a do tego niejednego, szalejąc gdzieś na przemian pomiędzy Zamkiem Posępnego Czerepu, nowojorskimi kanałami pełnych Wojowniczych Mutantów czy też na linii frontu G.I. Joe, kopiąc gadzie tyłki oprychom Cobry. Jednak co najważniejsze, moja największa dziecięca miłość, jaką były bezapelacyjnie od pradziejów Wojownicze Żółwie Ninja, wzmocniła również moje ogromne zainteresowanie tematyką mistycznej sztuki ninjutsu, która już w owym czasie mocno promowana była pośród wspaniałości kultury rozrywkowej, często-gęsto pod postacią gier video, komiksów oraz filmów akcji dostępnych na kasetach VHS. Wówczas nie posiadając jeszcze w tej dziedzinie fachowej lektury pod ręką, nie miałem zielonego pojęcia, że obraz wojowników Ninja tak chętnie sprzedawany na szeroką skalę przez zagraniczne mass-media był, wręcz aż do suchej nitki, niewiarygodnie przerysowany.

Łykałem wszystko jak młody pelikan, rejestrując prosto do swej mózgownicy, jak leci każdy najmniejszy szczegół na ich temat, co rusz wertując z niemałym zapałem strony komiksu G.I. Joe czy też oglądając z rozdziawioną paszczęką filmy akcji z Chuckiem Norrisem lub Sho Kosugi w roli głównej. Na przełomie pamiętnych lat 80-90-tych wojownicy Ninja byli niemal wszędzie, jednak nikt się tego nie spodziewał, że wylądują również w  całej swej okazałości za wystawą kiosków Ruchu, pod postacią gumowych czy też plastikowych figurek polskiej produkcji, zwanych dzisiaj przez tzw ''znawców tematu'' plastikowym barachłem, które w moim osobistym odczuciu, wciąż wzbudza nie lada sentyment. Zanim natknąłem się na Wojowników Cienia w wyżej wspomnianych sentymentalno-polskich budach zwanych kioskami, po raz pierwszy moje czujne oczy szpiega z krainy Deszczowców, wypatrzyły ich gdzieś w 1992 roku w miejscowym sklepie spożywczym, upchniętych skrupulatnie w wielkim słoju razem z gumami Turbo oraz serią polskich figurek He-Man i Władcy Wszechświata. Każdą z figurek wojowników Ninja, dostępnych w czterech różnych wzorach, charakteryzowała dynamiczna poza oraz odmienność posiadanego wyposażenia w postaci katany, sai oraz kija. Figurki były odlewane z czarnej, białej lub też z rzadka przeziernej gumy, nieznacznie barwione farbkami, bądź też w ogóle, aczkolwiek co by tu nie mówić radowały moje oczy pod każdą możliwą postacią, ciesząc się moim zainteresowaniem przez bardzo długie lata! 


Niedługo potem natknąłem się u kolegi z bloku obok na zupełnie inną serię, aczkolwiek również interesującą w postaci plastikowych wojowników Ninja z podstawkami na modłę klasycznych żołnierzyków, tym razem chińskiej produkcji, ładnie zapakowanych w woreczek z etykietką pt. ''Master of Ninja''. Figurki podzielone były na tzw. ''złych i dobrych'' czyli czarne i białe barwy, charakteryzując się przy tym szeroką gamą wzorów i dynamiczną pozą każdej z nich. 




Po gumowo-plastikowych osobliwościach działu dziecięcego, oczywiście przyszła również kolej na filmy akcji, gdzie produkcje takie jak ''Ninja 2: Zemsta Ninja'', ''Prośba o Śmierć'' czy ''Ośmiokąt'' bezsprzecznie równały się dla mnie wówczas z synonimem dobrego filmu spod szyldu ninjutsu. Wirtualny świat gier komputerowych również nie pozostawał w tyle jeśli chodzi o tą mistyczną dziedzinę, ukazując mi wojowników cienia w tak słynnych seriach jak ''Last Ninja'' na komputer Commodore 64 czy też ''Ninja Ryukenden'' na konsolę Pegasus, ale to już moi kochani, historia na zupełnie inną okazję...



Ninja od zawsze stanowili dla mnie magiczne słowo, klucz który otwiera bramy mego umysłu, serca oraz duszy. Podziwiałem ich z nieopisanym zachwytem w filmach, komiksach oraz grach video, czytając o nich książki i słuchając pilnie każdej nowej wiadomości, jaką na ich temat zdołałem tylko usłyszeć. Nigdy nie zapomnę jak na koloniach zamaskowany skryłem się w szafie pokoju dziewczyn, czekając tak długo, aż wrócą bym mógł je podstępnie nastraszyć, raptownie wyskakując z szaleńczym okrzykiem ''hajaa!'' na ustach, co też mi się z resztą bezapelacyjnie udało, dostając na wychodne od koleżanek, nieopisane wyzwiska. Tak, każdy ma jakiegoś bzika, mam i ja, a moim są Ninja i nie ma dnia żebym nie myślał o tych średniowiecznych komandosach kraju kwitnącej wiśni. Byli ze mną przez całe moje dzieciństwo, są i nadal, wspierając mnie w duchowych decyzjach i walce o przetrwanie w tym szalonym świecie. Bo każdy z nas potrzebuje w życiu jakiegoś przewodnika.
A wy jak wspominacie wojowników cienia barwnie promowanych przez mass-media lat minionych? :) 

Część mojej skromnej kolekcji gier video o Ninja :)


''Zbudź pszczołę, a zwróci się ona przeciw Tobie z siłą smoka''

Dobrego dnia!

Keeper