MAŁE PRZYJEMNOŚCI CZĘŚĆ 4: Niezapomniane Kapsle Dunkin Caps! :)
Uczęszczając na lekcje w czynnej służbie ucznia szkoły podstawowej, często gęsto doświadczaliśmy nieodpartej pokusy aby zdusić w zarodku tego bezlitośnie napastującego nas frazeologicznego gada w postaci wielopoziomowej, bezkresno-pandemicznej nudy, która w niewybaczalny sposób atakowała nas zwykle podczas arcy-ciekawych zajęć z budowy układu pokarmowego ślimaka czy też karkołomnych twierdzeń samego mistrza Pitagorasa, że nie wspomnę już o tak ważnego dla naszego życia, jak i samej przyszłości, wykucia na blachę całej tablicy Mendelejewa. Aby więc zapobiec połknięciu kilku małych much, tudzież paru komarów podczas ziewania na wszystkie strony otwartą paszczą, której mógłby pozazdrość nawet spielbergowski żarłacz ludojad, posiłkowaliśmy się na prędce bardzo popularnymi wówczas tzw. ''grami bez prądu'' w których skład wchodziły tak zacne tytuły jak gra w ''Statki'', ''Kółko i krzyżyk'' a nawet ''Piłkarzyki'' których pełna brawurowej akcji, 60 min rozgrywka odbywała się najczęściej na wygrodzonej z zeszytu kartce w kratkę, pod blatem szkolnej ławki, ozdobionej szeroką paletą wielobarwnej gamy stalaktyto-stalagmitów, jak również stalagnatów w postaci skamieniałych, kilkuletnich gum do żucia. Jednak to co najbardziej zapamiętałem z pośród wszystkich szkolno-papierowych gier i zabaw to wyraźny odgłos tłoczących się kapsli, odbijających się echem gdzieś pośród przepastnych głębin szkolnych korytarzy i oczywiście naturalnie rzecz biorąc, nie mam tu na myśli oflagowanych kapsli od piwa, archaicznego''Wyścigu Pokoju'' prosto z odmętów PRL-u.
Cofnijmy się na krótki moment ponownie do tak często wspominanego przeze mnie, a jakże pamiętnego roku 1995, kiedy to szukając w sklepie spożywczym gum balonowych z naklejkami z serii Batman Forever, natknąłem się na absolutnie nowe wydanie balonówek, zapakowanych w ładny, aż szczypiący po oczach, świdrująco-różowy papierek pt. Dunkin Caps, które tym razem zamiast klasycznych kolorowych naklejek uraczyły nas zupełnie świeżym i zakasującym dodatkiem w postaci tekturowych, wielobarwnych kapsli o zjawiskowych wzorach na modłę kultowych japońskich bajek ze stacji Polonia 1.
Pomimo, że rywalizujące z Dunkinami markowe produkty Tazo były wykonane z niesłychanie dobrej jakości tworzywa oraz wzbogacone świeżym, nowatorskim pomysłem to jednak bezapelacyjnie największym sentymentem wciąż darzę klasyczne, tekturowe kapsle, które dały początek temu bezkresnemu masowemu szaleństwu, tworząc nowy wymiar, a jakże niebanalnej rozrywki na spędzenie wolnej, bezprecedensowej chwili, pełnej soczystej radości. Dla mnie kapsle Dunkin Caps to jeden z ważniejszych synonimów mojego dzieciństwa i gdybym dzisiaj ponownie miał tą wyjątkową sposobność rozegrania szybkiej partyjki tekturowymi Dunkinami, z pewnością nie zawahałbym się przyjąć wyzwania nawet od samych arcy-mistrzów tej kapslowej gorączki sobotniej nocy! ;)
A wy jak wspominacie szaleństwo Dunkin Caps podczas szkolnych przerw pamiętnych lat 90-tych?
Miłego dnia!
Keeper
Ja jako pierwsze poznałem capsy ze Street Fighter. Pamiętam pierwsze moje dwa 'kółeczka'. Z ekipą byliśmy tym strasznie zajarani. A dunkiny i Mortak Kombat były u mnie później, ale raczej zbierane było juz mniejszej grupie. Najgorszy był sprzedawca który nie pozwalał wybierać kółeczek tylko je losował i dawał... hahaha, dramat dla dziecka xD
OdpowiedzUsuń