Motomyszy z Marsa - kioskowe wydanie od Bullyland (1994)
Jak zapewne zauważyliście ogrom wiosennego ciepła co raz bliżej przyciąga ku nam nostalgiczny okres letnich wakacji, a ja naturalnie zamiast korzystać z tych czarownych, pełnych słonecznego blasku dni, wyjść na miasto i dokonać szeregu nieudolnych podrywów między jedną aleją a drugą, postanowiłem wspaniałomyślnie zamknąć się na cztery spusty w tajemnej kwaterze wojowników ninja, ponownie dając upust swym nieokiełznanym myślom, skrobiąc na mistycznym, pożółkłym pergaminie wspomnień czar pamiętnych lat 90-tych ;) Gdy nie tak całkiem dawno temu, usłyszałem za oknem ryk motocyklowych silników, brawurowo mknących trasą szybkiego ruchu, zdałem sobie sprawę, że to władcy wichru, luzu i suspensu, niezatrzymani ajatollahowie rock'n'rolla, tudzież mistrzowie ciętych ripost, Throttle, Vinie oraz Modo, w skrócie Motomyszy z Marsa, po raz kolejny w mych wspomnieniach powrócili do miasta by siać spustoszenie i rozbój w lepiących się od smaru fabrykach oślizgłego Limburgera, który już u zarania swojego debiutu prosił się o tęgie lanie i ślad bieżnika na rybiej gębie. Podczas gdy w 1995 roku wciąż będąc pod niemałym zachwytem Wojowniczymi Żółwiami Ninja w każdej możliwej formie i postaci, zupełnie niespodziewanie polską telewizję zdominowali absolutnie nowi bohaterowie, którzy już podczas swego debiutu w odcinku pilotażowym, wykazując się definitywnym tupetem, delikatnie zadrwili sobie z naszych sympatycznych Żółwich Mutantów, dając jednocześnie wszystkim do zrozumienia, że nadeszła era przypakowanych gryzoni dosiadających zmilitaryzowane motocykle i oczywiście nie mieli tu na myśli arcy-infantylnych Chipmunków jakim bez wątpienia byli, są i będą do końca świata i o jeden dzień dłużej Alvin, Simon i opasły pożeracz lodówek, Teodor. Niemniej Motomyszy z Marsa przyjęły mi się w tamtym okresie diablo-dobrze i pomimo, że nie była to aż tak wielka miłość jak w przypadku Wojowniczych Żółwi Ninja, to jednak soczysto-ostre dialogi, brawurowe akcje i mnogość barwnych bohaterów sprawiło, że serial oglądałem regularnie, ciesząc swoje oczy każdą minutą jego emisji. Naturalnie tak jak w przypadku naszych zamaskowanych zmutowanych przyjaciół, spektakularny show Motomyszy z Marsa nie mógł się również obejść bez fenomenalnych figurek, których produkcją tym razem zajęła się kultowa firma Galoob, znana choćby z takich serii zabawek jak Power Rangers, Golden Girls, BlackStar czy Micro Machines. Jednak żeby nie było odstępstw od normy i tym razem nasze wysoko jakościowe figurki, zapakowane w ładny lśniący blister, posiadały swój tańszy, kioskowy odpowiednik, aczkolwiek w tym przypadku nadal dobrej jakości. Po raz pierwszy z kioskowym wydaniem Motomyszy z Marsa miałem przyjemność zaledwie otrzeć się podczas pamiętnych wakacji w Wiśle w 1995 roku, kiedy to zaopatrując się w jednym z kiosków w komiks z serii G.I. Joe, zauważyłem za szybą obok figurek Wojowniczych Żółwi, sześć zupełnie odmiennych postaci w których od razu rozpoznałem bojowe myszy z najnowszego serialu animowanego.
A wy jak wspominacie motocyklową krucjatę Motomyszy z Marsa uderzających z impetem w polską telewizję i sklepowe półki z zabawkami?
Miłego dnia!
Keeper :)
Niestety udało mi się upolować dla dzieci tylko myszaka szarego - w dwóch egzemplarzach , artykułowanego - bodajże firmy Galoob . Zapłaciłam za niego (nich) tyle, że postanowiłam natychmiast o tym zapomnieć :). Potem trzeba było kupić im motocykle - były tylko czerwone :).
OdpowiedzUsuńDokładnie, figurki Motomyszy z Marsa firmy Galoob do najtańszych nie należały, mam w kolekcji trójkę mysich braci z tej firmy plus jednego ''złego'' gościa, niestety z akcesorii zostały mi tylko dwa hełmy motocyklowe :D Kiedyś też o nich napiszę, bardzo fajne figurki :) Mówisz, że szarego? Czyli kupiłaś im figurkę Modo, mojego ulubionego myszaka :D Gabarytowo jest dużo większy od Vinniego i Throttla :D Natomiast figurki które opisałem też są warte uwagi, niestety w Polsce były dosyć rzadkie, spotykane czasami na wakacjach w budach z upominkami i kioskach Ruchu, również nie były tanie, nie było mnie wówczas na nie stać, nawet kioskowe Żółwie Ninja były dużo tańsze :D Za Myszaki z tej firmy Bullyland trzeba było zapłacić około 10-12 zł za sztukę... a inne figurki kosztowały po 4-6 zł ;) Ech.. to były czasy... jest co wspominać :D Dziękuję Kasiu za odwiedziny i jak zwykle miły oraz pełen ciekawych wspomnień komentarz :) Pozdrawiam ciepło!
UsuńPoetycko napisany post :) Bardzo fajnie się czytało! Co warto podkreślić, MotoMyszy są nawet dzisiaj dość drogie :) Fajne są te w stylu "bendable figures". Jako dziecko nie posiadałam ich i na pewno nie były w grupie moich ulubionych figurek. Zmotoryzowane zbytnio :) Dziś też nie budzą mojego zainteresowania. Jakiś się trafi - pierwszy się dowiesz :) Super wpis!!!!!
OdpowiedzUsuńDzięki śliczne Ewelinka, bardzo się cieszę, że Ci się mój wpis podobał! Naprawdę bardzo mi miło!! Super!! :D Post był już parę miesięcy temu na Rolce, ale tutaj go dopiero od niedawna wrzuciłem :) Wiem, że nie zaglądasz już na Fejsa, więc specjalnie dla tych, których cenie a nie mają facebooka, prowadzę tutaj bazę danych moich artykułów żeby mogli sobie poczytać co tam ostatnio wziąłem na warsztat, więc stopniowo będę wrzucał tutaj kolejne posty z Facebooka, specjalnie dla Ciebie i dla innych którzy tu chętnie zaglądają :) Następny w kolekcje będzie gumowy Batman, a później kapsle do grania Dunkin Caps i Mortal Kombat ;) Jeśli chodzi o oryginalne figurki z Galoob to nie są jakieś super drogie, na ebayu kosztują tyle co seria TMNT czyli do przełknięcia, a czasem nawet dużo taniej. Na OLX kupiłem jakiś czas temu figurkę Vinniego z tej serii za jakieś marne grosze, z tym, że był brązowy od brudu jak cygan jakiś, na szczęscie udało mi się go domyć magiczną gąbeczką mojego ojca, który zakupił taki wynalazek z chińskiego AliExpress za parę złoty :))) Natomiast jeśli chodzi o Bedable Biker Mice to są nawet dużo droższe od tych z Bullylandu, nie rozumiem czemu, kompletnie mi się nie podobają i nie są dla mnie warte tych pieniędzy, za serię z Bullylandu też dałem niedużo w sumie, te stojące mam z Niemiec od kolekcjonera, także są w dobrym stanie, a te na motorach z polskiego OLX, też w nie najgorszym stanie, kosztowały dużo drożej, ale warto było :D Kocham te figurki, dzięki śliczne za każdą informację o Motomyszach!! Dzięki za wszystko Ewelinka!! :D
Usuńwizualnie aarcyciekawe typy
OdpowiedzUsuńa że zawsze mnie kręciły i
maszyny - zwróciłam uwagę na
moto Throttle - wciąż szukam
jednośladowca dla barbie ;P
O to nie wiedziałem Inka, że lubisz Motomyszy z Marsa! Dobrze wiedzieć! Super! :D Throttle ma właśnie najlepszy motor, inspirowany klasycznym amerykańskim chopperem, fajnie, że też Ci się podoba ;) Jeśli chodzi o jednośladowiec dla Barbie to właśnie była kiedyś wydana kolekcjonerska seria w stylu Harley Davidson, Ken i Barbie ubrani w skóry ramoneski, ciężkie buty, dżinsy i kaski a dodatkiem do tego wszystkiego był duży Chopper o ile dobrze pamiętam. Kiedyś to oglądałem na necie i raz widziałem na Allegro, ale cena mnie powaliła :D W każdym razie dla swoich lalek pod zdjęcia też by mi się przydał taki motocykl w skali 1:6 :) Pozdrawiam ciepło Inuś i dziękuję za odwiedziny jak zawsze! :D
Usuńkojarzę jak najbardziej ten zestaw
Usuńale jednak mam chrapkę na modele z
aluminium i drewna - póki co, to
nadal marzenia, ale co jakiś czas
podglądam te rumaki w galeriach ;P
Wspomnienia wracają! Miałam Throttle z tych trzech. Zawsze mój ulubiony. Kupiony bodajże gdzieś w kiosku. Aj teraz to się dzieciaki figurką z kiosku nie cieszą już...
OdpowiedzUsuń