niedziela, 11 kwietnia 2021

 GAIAPOLIS - GRA NA PEGASUSA KTÓRA MNIE OMINĘŁA! :))



Rzadko się zdarza, że opisuję coś czego nie pamiętam z przepastnych dziejów mojego dzieciństwa. Jednak tym razem postanowiłem wziąć na warsztat grę video, która ostatnio mocno mnie poruszyła, a której w latach 90-tych nigdy nie było dane mi poznać. Siedząc w temacie gier Pegasus od dobrych kilkunastu lat, co jakiś czas łapię się na tym, że wciąż spotykam tytuły, których nigdy wcześniej nie ogrywałem. W żadnym bądź razie nie chodzi mi tutaj o produkcje z gatunku japońskich RPG, które chociaż wbrew pozorom z rzadka można było spotkać na polskich bazarkach, to jednak kompletnie były dla nas nie grywalne, ze względu na osobliwy język jakim nas raczyły. Tym razem wpadła mi w łapy gra fantasy pt. ''Gaiapolis'', której początków należy jednak szukać nie w fabrykach Famicoma, a w salonach gier lat 90-tych. Tytuł pierwotnie została wydana przez firmę Konami w 1993 roku i jako typowy gatunek Beat 'em up czyli po naszemu ''bijatyka chodzona'', został wypuszczony stricte pod rynek automatów branży gier video. Aczkolwiek fani domowych konsol gier telewizyjnych nie musieli wcale długo na ten tytuł czekać, bowiem słynna tajwańska firma gier video Sachen, po raz kolejny uruchomiła swoje pomysłowe tryby, mieląc i wyciskając dorodnego Gaiapolis'a na 8-bitowy sok pełen taniości. 

Słynny Gaiapolis w 8-bitach konsoli Pegasus :)

Gra już od pierwszych swoich chwil zabiera nas w podróż do mrocznego świata dark fantasy, w którym przyjdzie się nam zmierzyć z krwiożerczymi potworami i bestiami z piekła rodem. Tytuł pozwalał na rozgrywkę w kooperacji dla dwóch graczy, jednak do wyboru mieliśmy aż trzy postacie, takie jak książę i zarazem dzielny rycerz Gerard Himerce, wojowniczka Elaine Shee, pół-wróżka-pół-człowiek oraz szermierz Galahad, smoczy wojownik z Królestwa Drakonów. Aczkolwiek z niewiadomych przyczyn programiści Sachen postanowili zmienić imiona bohaterów na bardziej tajwańsko brzmiące Ken, Amy i Lin. Fabuła gry opowiada o poszukiwaniu zemsty księcia Gerarda Himerce na swoim przyrodnim bracie Albercie, który przyczynił się do zniszczenia ich ojczyzny, Królestwa Avalon. Wraz z dwójką swoich wiernych towarzyszy, awanturniczą wróżką Elaine oraz smoczym wojownikiem Galahadem, postanawia wymierzyć sprawiedliwość i raz na zawsze zniszczyć Alberta, Władcę Demonów z imperium Zar Harc. Jednak zanim tego dokonają, bohaterowie będą zmuszeni znaleźć rozrzucone po całym świecie trzy magiczne klucze, które pod koniec podróży, otworzą im przejście do podniebnej cytadeli Gaiapolis!

Nasi dzielni bohaterowie Gaiapolis - Amy, Lin i Ken, bo czemu nie! :))

Warto nadmienić, że tytuł obfitował również w drobne akcenty klasycznych gier j-RPG, pozwalające na rozwój bohatera, jak również możliwość wyposażenia go w czary. Aczkolwiek sama gra, jak to zwykle w przypadku pirackich portów często bywa, została dość mocno okrojona, przez co straciliśmy między innymi możliwość zdobywania magicznych stworzeń, które chętnie też pomagały naszym bohaterom w walce. Pomimo, że według ogólnej opinii jest to jeszcze jeden wątpliwej jakości hack 16-bitowych produkcji, to jednak osobiście, jak najbardziej chętnie zaliczę go do tej lepszej serii przeróbek z jakimi miałem do czynienia od czasów gry Flash & Batman!

A czy wy również żyliście bez świadomości o grze Gaiapolis? :) 

 Dobrego dnia!

Keeper :)

2 komentarze:

  1. ja równiez jej nie znałam. W ogóle to ja jestem raczej mało zorientowana w grach, bo... w dzieciństwie nie grałam. Nie miałam sprzętu i chyba nawet nie ciągnęło mnie do tego. Z drugiej strony lubię czytać o dawnych przyjemnościach dzieciństwa u znajomych. Także bardzo dziekuję za ten wpis. Dowiedziałam się czegoś nowego. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również bardzo pięknie dziękuję Iga za odwiedziny i komentarz! :) Ja gdybym nie dostał na św. Mikołaja w 1991 roku Pegasusa to bym pewnie też nie grał :)) Grywałem też trochę na komputerach Amiga i Commodore 64 u kolegów i kuzyna. W domu też był komputer, który tata potrzebował do pracy i tam również jakieś gry zawsze były. Pewnie gdyby nie zainteresowanie grami mojego taty i kolegów to bym też nie grał i nie pisał dzisiaj o tych wszystkich produkcjach, a szkoda by było! :) Miło mi, że lubisz zaglądać do mnie i czytać to co opisuje pomimo, że nie zawsze współgra to z Twoimi zainteresowaniami, to bardzo miłe! Bardzo Iga dziękuje! Pozdrawiam ciepło!! :)

      Usuń