niedziela, 16 lutego 2020

KICK MASTER 

Czyli 8-bitowy Mistrz Kopniaków konsoli Pegasus! :)






Z pewnością znajdą się pośród was miłośnicy gier klasycznych mordo-klepów, turniejowych walk czy też potocznie zwanych, bijatyk chodzonych, gdzie w ciemnych zaułkach wielkich metropolii, często-gęsto obijaliśmy z zapałem rozmaitych gałganów tudzież ananasów, co rusz wymieniając w rytmie wrażeń i emocji, popękane joye lub pady naszych komputerów czy też telewizyjnych gier video. A gdyby tak zrównać mistyczną kategorię sztuki kopanej z gatunkiem rasowego fantasy, które klarownie objawiając się nam w wirtualnym świecie Pegasusa, pod postacią tak zacnych produkcji jak Castlevania, Holy Diver czy też Faxanadu, mogłoby przeobrazić się w jedno i niepowtarzalne, w całej swej okazałości unikatowe combo? Bądź co bądź, w latach 90-tych pasjonaci konsoli Pegasus, nie musieli jednak długo czekać by ten oto zamysł ujrzał światło dzienne, bowiem pośród bazarowych stoisk wypełnionych zazwyczaj elektronicznym szajso-badziewiem z dalekiego wchodu, nagle zaczęła krążyć owiana legendą gra, pt. ''Kick Master''.

Z produkcją zetknąłem się gdzieś po 1994 roku, kiedy to buszując na ruskim stoisku, po brzegi wypełnionym grami Pegasus, natrafiłem na dość osobliwą dyskietkę opisaną jako ''Kick Master'', prezentującą krzykliwie na etykiecie filmową Maskę z Jimem Carreyem w roli głównej. Nie zastanawiając się ani minuty dłużej, od razu chapnąłem ten oto zjawiskowy kartridż, mając dokumentną nadzieję na rozrywkę w 8-bitach ze szczerzącym zębiska bohaterem. Jednak wyobraźcie sobie jakie było moje wielkie rozczarowanie gdy zamiast odzianego w żółty garnitur zielono-twarzowca z wielkim młotem, na ekranie ukazało mi się zgoła zupełnie coś innego niż oczekiwałem. Mimo całej tej farsy związanej z bazarowo-pegasusowym ''jajkiem-niespodzianką'', jako wielki fan wszelkich potworów, bestii tudzież wojowników, niemal natychmiast podłapałem klimat gry, która zabrała mnie w daleką podróż poprzez mroczny świat fantasy, zamieszkany przez z piekła rodem maszkarony, jędrne frele i nieznających strachu mężnych wojów! 

Fabuła gry rozpoczyna się z chwilą ataku złowrogiej czarownicy Belzed na spokojne królestwo Lowrel, która przy pomocy czarnej magii oraz swych demonicznych siepaczy, zamierza podbić i zniewolić cały świat, siejąc gdzie popadnie mrok, chaos i zniszczenie. Podczas ataku, sztandarowy zamek zostaje doszczętnie spalony, a królewska para zamordowana. Z życiem uchodzi jedynie ich córka, księżniczka Silphee, która niedługo po tym, sama zostaje uprowadzona przez jedną ze skrzydlatych bestii Belzed. Ze zgliszczy zamku, usianych gęsto ciałami bohaterskich wojowników, wydostaje się tylko dwoje śmiałków, rycerz Macren wraz ze swoim młodszym bratem Thonolanem. Dwaj bracia niemal natychmiast ruszają na ratunek księżniczce, jednak drogę szybko zagradza im armia zdegenerowanych bestii na usługach nikczemnej wiedźmy. Podczas walki, śmiertelnie zostaje ugodzony Macren, który w ostatnich tchnieniach swego życia, prosi swojego młodszego brata aby pomścił jego śmierć i uratował Silphee. Thonolan, jako mistrz magii oraz sztuk walki, specjalizujący się szerokim wachlarzem umiejętnych kopniaków, znany również w szeregach wrogów jako Kick Master, nie mając już nic do stracenia, wyrusza na spotkanie swego przeznaczenia, po krwawą zemstę i ratunek białogłowej. 


Myślę, że Kick Master to tytuł w całej swej okazałości, absolutnie niebanalny, bowiem na pierwszy rzut oka, może i mamy tutaj do czynienia z klasyczną platformówką fantasy, wręcz na modłę kultowej Castlevanii, jednak im dłużej zagrywaliśmy się, pchając naszego bohatera w ogień bitwy, tym co raz mocniej nasilały nam się zupełnie nowe rozmaitości, często gęsto w postaci akcentów, szczególnie bliskim grom RPG, które będąc bardzo rzadko spotykane w świecie gier platformowych, czyniły tą produkcję pośród tego gatunku wielce unikatową.

Nasz bohater z biegiem postępowania rozgrywki, zdobywał kolejne punkty doświadczenia, pozyskując w ten sposób co następny level nowe umiejętności walki, potrzebną do rzucania czarów, większą ilość punktów many oraz znacznie przedłużony pasek życiowej energii, co czyniło go przeciwnikiem godnym nawet najgroźniejszych siepaczy w całej grze. Jednak na tym się urozmaicenia tej wyjątkowej, jak widać produkcji, nie kończyły, bowiem pokonując na swej drodze różnorodne monstra, zdobywaliśmy losowe przedmioty, które mogły naszą postać zarówno rozwijać, leczyć, jak i też ranić. Podczas wędrówki, nasz bohater mógł się również zaopatrzyć w obszerną bibliotekę czarów, znajdując podczas wędrówki porzucone skrzynie bądź też pokonując specjalnych przeciwników.  Warto też nadmienić miły dla świadomości gracza fakt w postaci wbudowanego w program systemu passwordów, które odblokowane pod koniec każdego z etapów gry, pozwalały w pełni spokoju ducha, zawsze i wszędzie powrócić do ostatnio rozgrywanej lokacji, co rusz serwującej nam bez mała, a jakże solidnego łupnia.
Za produkcje tego, a i owszem zaskakująco dobrego tytułu, odpowiedzialna była japońska firma TAITO, znana w latach 70-tych z dużo prostszych w budowie, aczkolwiek mocno kultowych dzisiaj już gier w postaci Space Invaders, Bubble Bobble, Arkanoid czy Elevator Action, jak i też, cofając się w czasie jeszcze wcześniej, z importu znakomitej wódki! :)) Myślę, że należą się tutaj bezapelacyjnie duże brawa dla programistów TAITO, bo chociaż pałając się dawniej kunsztem prostolinijnych gier salonowych arcadówek, wkraczając z niemałym impetem w lata 90-te, potrafili wykrzesać zupełnie nowy styl swoich produkcji, stawiając kamień milowy w historii swojej firmy w postaci fenomenalnego tytułu, jakim bez wątpienia jest właśnie Kick Master.
Dla mnie już zawsze będzie to bezapelacyjnie, jeden z arcy-flagowych tytułów konsoli Pegasus, który w latach swej debiutanckiej znakomitości potrafił, wręcz aż do suchej nitki wycisnąć z siebie najlepsze soki, prezentując prawdziwy kunszt systemu, 8-bitowego szaleństwa gier Nintendo.
A wy jak wspominacie krucjatę Mistrza Kopniaków przeciwko złowrogim siłom czarownicy Belzed? ;)

Keeper :)


2 komentarze:

  1. Faktycznie niezła niespodzianka,mnie by Maska na okładce raczej zniechęciła do kupna czegokolwiek :D Ale gra brzmi jak coś w co by się pogralo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, chociaż przyznam, że w tamtym czasie bardzo lubiłem zarówno film jak i kreskówkę z Maską w roli głównej, więc też chętnie zaopatrzyłem się w ten kartridż mając nadzieję na Pegasusową rozgrywkę związaną z tą zwariowaną postacią z TV :) Jak najbardziej polecam zagrać w Kick Master, bo chociaż produkcja już dosyć stara, to nadal robi ogromne wrażenie i dobrze się w nią pogrywa ;) Bardzo dziękuję za komentarz i odwiedziny! :) Pozdrawiam! :)

      Usuń