niedziela, 21 lipca 2019

NINJA TURTLES III: The Manhattan Project: 



Czyli Żółwie na plaży w gorących rytmach konsoli PEGASUS!





 Jak widać na załączonym obrazku fala gorąca, wdzierającego się do naszych mieszkań bezlitośnie upalnego lata, postanowiła uraczyć nas w tym roku swoją obecnością wyjątkowo wcześnie, powodując ogrom niezmordowanej radości całej rzeszy entuzjastów plażowo-hebanowej opalenizny, jak również nagłej, rozpaczliwej ewakuacji, okładających się permanentnie soplami lodu nordyckich wojowników tudzież ubranych w czarne pidżamy, wojowników cienia. Pomimo, że bezsprzecznie nalezę do tej lubującej zimno, drugiej grupy osobliwych ekscentryków, napawając się co nie miara radośnie pyrkającym na moim biurku wentylatorem, to jednak nawet taki burczymucha jak ja miło wspomina minione letnie wakacje, które zwykle obfitowały w szereg rodzinnych wypadów w stronę urokliwych wiślanych Beskidów  czy też złotych piasków bałtyckiego morza pełnych tłuczonego szkła i rozmemłanych petów. Tak więc, odbierając dumnie na koniec roku szkolne świadectwo z szykującym się na dupę czerwony paskiem, zarazem puszczając oko do wrednie uśmiechniętej pani Wychowawczyni, w mojej głowie zwykle kłębiła się cała lista fenomenalnych rzeczy, które miałem zamiar wprawić w ruch gdy tylko moje nogi opuszczą wrota szkolnej twierdzy i pomknę niczym szybkobieżny Flash w stronę mojego osiedla ciesząc się dwumiesięczna, bezgraniczną wolnością! Cofając się pamięcią do tych wszystkich beztroskich i pełnych relaksu chwil wakacyjnego szaleństwa, często gęsto wracam też myślami do pewnej gry video, której pierwsze etapy zawsze będą mnie już zabierać w nostalgiczną podróż ku niezapomnianym wakacjom i wspaniałej przygodzie. Z pewnością już się domyślacie, że nie mam tu myśli epickich Kaczych Opowieści, Ikari Warriors czy nawet wszem i wobec irytującego Amagona, a tytuł, który już na łamach mojej strony wielokrotnie wspominałem, stając się zarazem, niechybnie swego rodzaju tradycją, wartą uznania w tej pełnej słonecznego blasku, wakacyjnej nucie figli-migli. A więc moi mili rozsiądzie się wygodnie i jeśli pomidory się skończyły, przygotujcie zgniłe jaja do rzucania , bowiem czeka was kolejna gawęda na temat kultowego tytułu ''Ninja Turtles 3: The Manhattan Project'' w gorących rytmach konsoli Pegasus!


Cofnijmy się na krótki moment tym razem do roku 1992 kiedy to wiecznie myśląca o mnie, moja kochana starsza siostra, postanawiając zrobić mi niespodziankę, niespodziewanie wyczarowała niczym z magicznego kapelusza pewien zjawiskowy kartridż na konsolę Pegasus, zatytułowany na etykiecie, pośród morza chińskich krzaczków i osobliwych rysunków żółwio-podobnych wojowników, jako zagadkowe ''Turtles Family 2 in 1''. Jak się szybko okazało, z resztą ku mojej ostatecznej ekstazie nieskończoności, na kartridżu znalazły się aż dwie gry z serii Wojownicze Żółwie Ninja w postaci Ninja Turtles 2: The Arcade, którą można było często gęsto spotkać w salonach gier i wozach Drzymały oraz ładująca się w magiczny sposób, przy pomocy przycisku reset, wyżej wspomniana gra Ninja Turtles 3: The Manhattan Project. Tytuł, chociaż zupełnie wcześniej mi nieznany, niemal natychmiast rzucił mnie i moją siostrę na kolana, powodując falę diablo-szaleńczego entuzjazmu i wielogodzinnej, wręcz całodniowej rozgrywki, niespodziewanie przerwanej wieczornym seansem telewizyjnym już i tak mocno zirytowanych rodziców. Pierwszy etap ''Ninja Turtles III'' już na wstępie rozpoczął się w miłym, dobrze nam znanym wakacyjnym klimacie, gdzie na rozgrzano-złocistej plaży nagle zostajemy wepchnięci w wir niekończącej się akcji i bezgranicznej przygody. Historia rozpoczyna się wakacyjnym urlopem Żółwi Ninja na Florydzie, jednak ich spokojny, sielankowy nastrój szybko zostaje popsuty za sprawą arcy-złowieszczego Shreddera, który ukazując się nagle w popołudniowych wiadomościach, wyzywa naszych bohaterów na pojedynek, dodatkowo porywając jako zakładnika przyjaciółkę Żółwi, reporterkę April O'Neil. Jednak na tym kłopoty się nie kończą, bowiem Shredder wyrywa z morza kawał Manhattanu, tworząc z niego powietrzną bazę dla swych siepaczy, gdzie postanawia się również zaszyć i nieco poeksperymentować z mocą Mutagnu. Wojownicze Żółwie Ninja nie czekając na więcej, natychmiast ruszają na ratunek April, chcąc przy okazji skopać tyłek przebiegłemu Shrdderowi i przywrócić ład na Manhattnie. Gra oferowała świetną rozrywkę dla dwóch osób, podczas której mogliśmy się wcielić w każdego z czterech żółwich braci. Każdy bohater z osobna został też wyposażony w różniące się od siebie ciosy specjalne, które pozwalały na znacznie silniejszy atak kosztem energii życiowej. Tytuł oprócz soczystej grafiki, animowanych cut-scenek, przepięknej palety barw i wpadającej w ucho, niesamowitej muzyki, charakteryzowała też bardzo duża ilość, rozmaitych lokacji oraz ogrom przeciwników z jakimi przyjdzie się nam zmierzyć w grze. Mocno zróżnicowani Żołnierze Stopy, agresywny Rocksteady czy nieokiełznany Bebop to tylko namiastka tego z czym będą się musieli zmierzyć nasi bohaterowie zanim dotrą do kryjówki Shreddera.


Dla mnie Ninja Turtles III to przede wszystkim wspaniałe wspomnienia; jako dzieciak, wraz z moją starszą siostrą, ogrywałem ten tytuł do perfekcji, spędzając niezliczone godziny przed TV z padem w rękach, znając przebieg wszystkich lokacji i strategie na każdego bosa w grze.
Z resztą, co by tu nie mówić, wręcz aż dnia dzisiejszego wspominam ogrom emocji, jaki towarzyszył nam podczas ostatecznej bitwy z uzależnionym od radioaktywnego mutagenu Super Shredderem, skupiając swoje młode umysły na wzajemnej kooperacji, by posłać zmutowanego Oroku Saki prosto w diabły i ujrzeć zakończenie tej, a jakże epickiej gry, przy której spędziliśmy tyle czasu. Chociaż tytuł za każdym razem witał nas z ekranu telewizora dużym logiem pt. ''Ninja Turtles 3: The Manhattan Project'' to jednak już od pierwszych etapów rozgrywki okrzyknęliśmy go jako ''Żółwie na wakacjach!'' pozostając w naszej pamięci pod tą infantylną, podwórkowo-roboczą nazwą aż do dnia dzisiejszego. Myślę, że ta wakacyjno-awanturnicza przebieżka Wojowniczych Mutantów po Manhattnie to bezapelacyjnie najlepsza część spośród całej serii Wojowniczych Żółwi Ninja w 8-bitach Pegasusa, zarazem będąc jej najbliżej pod względem budowy oraz szerokiej gamy wielobarwnych antagonistów do serialu animowanego, a nawet w małym procencie do ekranizacji ''Wojownicze Żółwie Ninja II: Tajemnica Szlamu'', co czyni tą pozycję niesłychanie wyjątkową, jako jeden z ważniejszych fragmentów układanki wspomnień mojego dzieciństwa pamiętnych lat 90-tych.
A wy jak wspominacie wakacyjny wypad Wojowniczych Żółwi Ninja na słoneczną Florydę w 8-bitach konsoli Pegasus? :)

Udanych wakacji! :D

Keeper :)


2 komentarze:

  1. Hej, ja też pamiętam tę część Żółwi Ninja na Pegasusie. Pamiętam, że była dla mnie trudna i chyba nigdy nie udało mi się jej przejść:) Fajnie byłoby sobie teraz w nią zagrać:) Ogólnie byłem wielkim fanem Żółwi Ninja. Pamiętam, że bajka leciała w sobotę rano. Mój Brat cioteczny, który miał satelitę nagrywał mi odcinki po angielsku na VHS:) Zbierałem też komiksy Turtles. Przestałem w 1997 roku (wyszedł wtedy ostatni komiks TM-Semic). Dużo wspomnień. Dzięki bardzo za tę stronę, pamiętam sporo rzeczy, o których piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy! To ja dziękuję bardzo za odwiedziny oraz za docenienie mojej pracy! :D Właśnie dlatego powstała moja strona, aby służyć takim ludziom jak Ty, którzy bardzo chętnie wspominają stare dobre czasy i elementy rozrywki jakie towarzyszyły latom naszego dzieciństwa! :) Jeśli chodzi o tytuł TMNT 3 to jak najbardziej polecam do ponownej rozgrywki po latach, jak nie na konsoli, to chociaż na emulatorze. Grę przechodziłem w pojedynkę wielokrotnie, aczkolwiek dużo lepiej mi się gra w kooperacji z drugim graczem, który siedzi obok na kanapie. Za dzieciaka bardzo często tak grywałem z moją starszą siostrą i nie raz razem skopaliśmy Shredderowi tyłek :D Także polecam gorąco, bo satysfakcja z pokonania zmutowanego Super Shreddera, który wylał na siebie Mutagen, gwarantowana na wiele dni :))) Jeśli chodzi ogólnie o temat TMNT, to idealnie się rozumiemy, za dzieciaka również byłem wielkim fanem tej serii, z resztą jestem nim do dzisiaj i zawsze miło to wszystko wspominam! Serial animowany po raz pierwszy oglądałem na niemieckiej stacji RTL 2 w sobotnie poranki, a nieco później na TVP2 po polsku. Dobrze się też wspomina filmowe ekranizacje TMNT z lat 90-tych, wszelakie figurki oraz tak jak mówisz komiksy, które były esencją naszego dzieciństwa! :)) Także dziękuję raz jeszcze za odwiedziny i miły komentarz, mam nadzieję, że jeszcze nie raz tutaj zajrzysz :) Co prawda częściej się udzielam ostatnio z moją stroną na Facebooku (tutaj adres https://www.facebook.com/rolkawspomnien/), ale tutaj na blogu również będę uzupełniał swoje wpisy, bo wiem, że nadal zaglądają tu ludzie, którzy doceniają to co robię i chętnie czytają to o czym piszę oraz wspominam :) O TMNT mógłbym pisać bez przerwy, więc na pewno nie będzie to ostatni temat z tej serii, a było już tego sporo :D Jeśli masz ochotę, to zapraszam również na mój Instagram, gdzie również od jakiegoś czasu trochę działam na tym polu wspomnień z lat 80 i 90 :) https://www.instagram.com/rolka_wspomnien/ Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń