wtorek, 4 czerwca 2019

Motomyszy z Marsa - kioskowe wydanie od Bullyland (1994) 




Jak zapewne zauważyliście ogrom wiosennego ciepła co raz bliżej przyciąga ku nam nostalgiczny okres letnich wakacji, a ja naturalnie zamiast korzystać z tych czarownych, pełnych słonecznego blasku dni, wyjść na miasto i dokonać szeregu nieudolnych podrywów między jedną aleją a drugą, postanowiłem wspaniałomyślnie zamknąć się na cztery spusty w tajemnej kwaterze wojowników ninja, ponownie dając upust swym nieokiełznanym myślom, skrobiąc na mistycznym, pożółkłym pergaminie wspomnień czar pamiętnych lat 90-tych ;) Gdy nie tak całkiem dawno temu, usłyszałem za oknem ryk motocyklowych silników, brawurowo mknących trasą szybkiego ruchu, zdałem sobie sprawę, że to władcy wichru, luzu i suspensu, niezatrzymani ajatollahowie rock'n'rolla, tudzież mistrzowie ciętych ripost, Throttle, Vinie oraz Modo, w skrócie Motomyszy z Marsa, po raz kolejny w mych wspomnieniach powrócili do miasta  by siać spustoszenie i rozbój w lepiących się od smaru fabrykach oślizgłego Limburgera, który już u zarania swojego debiutu prosił się o tęgie lanie i ślad bieżnika na rybiej gębie. Podczas gdy w 1995 roku wciąż będąc pod niemałym zachwytem Wojowniczymi Żółwiami Ninja w każdej możliwej formie i postaci, zupełnie niespodziewanie polską telewizję zdominowali absolutnie nowi bohaterowie, którzy już podczas swego debiutu w odcinku pilotażowym, wykazując się definitywnym tupetem, delikatnie zadrwili sobie z naszych sympatycznych Żółwich Mutantów, dając jednocześnie wszystkim do zrozumienia, że nadeszła era przypakowanych gryzoni dosiadających zmilitaryzowane motocykle i oczywiście nie mieli tu na myśli arcy-infantylnych Chipmunków jakim bez wątpienia byli, są i będą do końca świata i o jeden dzień dłużej Alvin, Simon i opasły pożeracz lodówek, Teodor. Niemniej Motomyszy z Marsa przyjęły mi się w tamtym okresie diablo-dobrze i pomimo, że nie była to aż tak wielka miłość jak w przypadku Wojowniczych Żółwi Ninja, to jednak soczysto-ostre dialogi, brawurowe akcje i mnogość barwnych bohaterów sprawiło, że serial oglądałem regularnie, ciesząc swoje oczy każdą minutą jego emisji. Naturalnie tak jak w przypadku naszych zamaskowanych zmutowanych przyjaciół, spektakularny show Motomyszy z Marsa nie mógł się również obejść bez fenomenalnych figurek, których produkcją tym razem zajęła się kultowa firma Galoob, znana choćby z takich serii zabawek jak Power Rangers, Golden Girls,  BlackStar czy Micro Machines. Jednak żeby nie było odstępstw od normy i tym razem nasze wysoko jakościowe figurki, zapakowane w ładny lśniący blister, posiadały swój tańszy, kioskowy odpowiednik, aczkolwiek w tym przypadku nadal dobrej jakości. Po raz pierwszy z kioskowym wydaniem Motomyszy z Marsa miałem przyjemność zaledwie otrzeć się podczas pamiętnych wakacji w Wiśle w 1995 roku, kiedy to zaopatrując się w jednym z kiosków w komiks z serii G.I. Joe, zauważyłem za szybą obok figurek Wojowniczych Żółwi, sześć zupełnie odmiennych postaci w których od razu rozpoznałem bojowe myszy z najnowszego serialu animowanego.


Figurki zostały podzielone na troje głównych bohaterów Throttla, Vinniego i Modo stojących rozkrokiem na własnych nogach, jak również dosiadających swoich eleganckich, błyszczących motocykli. Każda z figurek mocno charakteryzowała się diablo-dynamiczną pozą, żywą paletą barw oraz morzem imponujących szczegółów, ściśle odwzorowanych na podstawie telewizyjnych odpowiedników. Niestety, jakie było moje wielkie rozczarowanie gdy ujrzałem cenę tych zjawiskowych figurek, na próżno szukając w portmonetce brakujących miedziaków, zdając sobie jednocześnie sprawę z niezłej beki, drwiącego z mojej osoby bezwzględnego losu. Koniec, końców do wyżej wymienionego znamiennego komiksu dokupiłem po prostu kilka tańszych figurek Wojowniczych Żółwi Ninja, zarazem żegnając się na bardzo długi czas ze zmotoryzowanymi gryzoniami z kiosku Ruchu, których nigdy później już nie spotkałem, aż do teraz. Warto wspomnieć, że figurki zostały wyprodukowane już w 1994 roku przez słynną niemiecką firmę Bullyland, która ponownie racząc nas wyrobami wysokiej jakości, wspięła się na wyżyny swych możliwości w dziedzinie kolekcjonerskich zabawek dla dzieci i młodzieży. Podczas gdy świat w którym miałem to wyjątkowe szczęście dorastać, bezlitośnie nałożył na siebie szatę diametralnych zmian, to jednak Motomyszy z Marsa zaraz obok Wojowniczych Żółwi Ninja, G.I. Joe czy Władców Wszechświata, wciąż pozostaną dla mnie wiecznie żywe, by dalej mknąć na swych srebrnych rumakach ku zachodowi słońca, gdzie pozostaną do końca mego życia, jako nieśmiertelni bohaterowie wybrańców lat 90-tych. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko na koniec dodać: ''A więc niech gra muzyka i gaz do dechy!'' ;)
A wy jak wspominacie motocyklową krucjatę Motomyszy z Marsa uderzających z impetem w polską telewizję i sklepowe półki z zabawkami?




Miłego dnia!

Keeper :)

8 komentarzy:

  1. Niestety udało mi się upolować dla dzieci tylko myszaka szarego - w dwóch egzemplarzach , artykułowanego - bodajże firmy Galoob . Zapłaciłam za niego (nich) tyle, że postanowiłam natychmiast o tym zapomnieć :). Potem trzeba było kupić im motocykle - były tylko czerwone :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, figurki Motomyszy z Marsa firmy Galoob do najtańszych nie należały, mam w kolekcji trójkę mysich braci z tej firmy plus jednego ''złego'' gościa, niestety z akcesorii zostały mi tylko dwa hełmy motocyklowe :D Kiedyś też o nich napiszę, bardzo fajne figurki :) Mówisz, że szarego? Czyli kupiłaś im figurkę Modo, mojego ulubionego myszaka :D Gabarytowo jest dużo większy od Vinniego i Throttla :D Natomiast figurki które opisałem też są warte uwagi, niestety w Polsce były dosyć rzadkie, spotykane czasami na wakacjach w budach z upominkami i kioskach Ruchu, również nie były tanie, nie było mnie wówczas na nie stać, nawet kioskowe Żółwie Ninja były dużo tańsze :D Za Myszaki z tej firmy Bullyland trzeba było zapłacić około 10-12 zł za sztukę... a inne figurki kosztowały po 4-6 zł ;) Ech.. to były czasy... jest co wspominać :D Dziękuję Kasiu za odwiedziny i jak zwykle miły oraz pełen ciekawych wspomnień komentarz :) Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  2. Poetycko napisany post :) Bardzo fajnie się czytało! Co warto podkreślić, MotoMyszy są nawet dzisiaj dość drogie :) Fajne są te w stylu "bendable figures". Jako dziecko nie posiadałam ich i na pewno nie były w grupie moich ulubionych figurek. Zmotoryzowane zbytnio :) Dziś też nie budzą mojego zainteresowania. Jakiś się trafi - pierwszy się dowiesz :) Super wpis!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki śliczne Ewelinka, bardzo się cieszę, że Ci się mój wpis podobał! Naprawdę bardzo mi miło!! Super!! :D Post był już parę miesięcy temu na Rolce, ale tutaj go dopiero od niedawna wrzuciłem :) Wiem, że nie zaglądasz już na Fejsa, więc specjalnie dla tych, których cenie a nie mają facebooka, prowadzę tutaj bazę danych moich artykułów żeby mogli sobie poczytać co tam ostatnio wziąłem na warsztat, więc stopniowo będę wrzucał tutaj kolejne posty z Facebooka, specjalnie dla Ciebie i dla innych którzy tu chętnie zaglądają :) Następny w kolekcje będzie gumowy Batman, a później kapsle do grania Dunkin Caps i Mortal Kombat ;) Jeśli chodzi o oryginalne figurki z Galoob to nie są jakieś super drogie, na ebayu kosztują tyle co seria TMNT czyli do przełknięcia, a czasem nawet dużo taniej. Na OLX kupiłem jakiś czas temu figurkę Vinniego z tej serii za jakieś marne grosze, z tym, że był brązowy od brudu jak cygan jakiś, na szczęscie udało mi się go domyć magiczną gąbeczką mojego ojca, który zakupił taki wynalazek z chińskiego AliExpress za parę złoty :))) Natomiast jeśli chodzi o Bedable Biker Mice to są nawet dużo droższe od tych z Bullylandu, nie rozumiem czemu, kompletnie mi się nie podobają i nie są dla mnie warte tych pieniędzy, za serię z Bullylandu też dałem niedużo w sumie, te stojące mam z Niemiec od kolekcjonera, także są w dobrym stanie, a te na motorach z polskiego OLX, też w nie najgorszym stanie, kosztowały dużo drożej, ale warto było :D Kocham te figurki, dzięki śliczne za każdą informację o Motomyszach!! Dzięki za wszystko Ewelinka!! :D

      Usuń
  3. wizualnie aarcyciekawe typy
    a że zawsze mnie kręciły i
    maszyny - zwróciłam uwagę na
    moto Throttle - wciąż szukam
    jednośladowca dla barbie ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to nie wiedziałem Inka, że lubisz Motomyszy z Marsa! Dobrze wiedzieć! Super! :D Throttle ma właśnie najlepszy motor, inspirowany klasycznym amerykańskim chopperem, fajnie, że też Ci się podoba ;) Jeśli chodzi o jednośladowiec dla Barbie to właśnie była kiedyś wydana kolekcjonerska seria w stylu Harley Davidson, Ken i Barbie ubrani w skóry ramoneski, ciężkie buty, dżinsy i kaski a dodatkiem do tego wszystkiego był duży Chopper o ile dobrze pamiętam. Kiedyś to oglądałem na necie i raz widziałem na Allegro, ale cena mnie powaliła :D W każdym razie dla swoich lalek pod zdjęcia też by mi się przydał taki motocykl w skali 1:6 :) Pozdrawiam ciepło Inuś i dziękuję za odwiedziny jak zawsze! :D

      Usuń
    2. kojarzę jak najbardziej ten zestaw
      ale jednak mam chrapkę na modele z
      aluminium i drewna - póki co, to
      nadal marzenia, ale co jakiś czas
      podglądam te rumaki w galeriach ;P

      Usuń
  4. Wspomnienia wracają! Miałam Throttle z tych trzech. Zawsze mój ulubiony. Kupiony bodajże gdzieś w kiosku. Aj teraz to się dzieciaki figurką z kiosku nie cieszą już...

    OdpowiedzUsuń