wtorek, 4 lutego 2025

QUATTRO ARCADE 4

CZYLI KULTOWA ZŁOTA 4 OD BIC NA KONSOLĘ PEGASUS!


  Jest rok 1994, dobre trzy lata po premierze pamiętnej konsoli Pegasus MT-777DX, którą w tym czasie ciągle ogrywam jak szalony przed domowym telewizorem. Tym czasem piętro wyżej, niczym Filip z konopi niespodziewanie wyskakuje sąsiad z najnowszym modelem Pegasusa IQ-502, którego dzieci z podwórka i w tym również ja, widziały tylko na stronach reklamowych komiksów TM-Semic. Tak jak w przypadku modelu 777DX i tym razem do konsoli został dołączony combo-kartridż zawierający pakiet gier, jednak nie była to kultowa już dzisiaj składanka 168 in 1, a zupełnie coś innego. Żeby to zweryfikować dokładniej, od razu pożyczam po sąsiedzku moje ukochane 168 in 1, w zamian dostając żółtą ''dyskietkę'' o obłym kształcie, podpisaną jako Quattro Arcade 4, potocznie zwaną Złotą 4 lub też Golden 4. 168 gier tylko za 4? Poczułem się z miejsca jak skończony frajer. Na szczęście była to tylko tymczasowa wymiana na dzień lub dwa! Po przyjściu do domu natychmiast wduszam tajemniczy kartridż do wnętrza slotu, mojej zawsze głodnej wrażeń konsoli. Mniam! Jednak szybko zaliczam czołówkę z rozczarowaniem, bowiem już na starcie wita mnie sucha i beznamiętna plansza  z listą czterech gier do wyboru. Żadnego animowanego tła, żadnej rakiety, gwiazd, skocznej muzyki, czy loga Contry. Myślę sobie - bieda! Na tym polu jednak 168 in 1 nadal wiodło główny prym.  Mimo to moją uwagę zwróciło niemal od razu kilka gier z tego, a jakże nietuzinkowego menu o szaro-zielonej barwie papieru toaletowego z Biedry. Jednak tak jak nie ocenia się książek po okładce, tak i nie powinno się oceniać gier po ekranie tytułowym menu. A więc do rzeczy. Kartridż Golden 4 zawierał, aż dwie gry platformowe, jedną logiczno-zręcznościową i jedną sportową. Mimo znikomej liczby tytułów, składanka serwowała jednak całkiem niezły zestaw gier, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie, wedle swoich upodobań i wysublimowanych gustów. Myślę, że gry zostały starannie dobrane z głową, a nie na łapu-capu, jak większość chińskich składanek z tamtych lat, byle napchać jak najwięcej szrotu.  Pozwólcie więc, że przybliżę wam co nieco gry, które znalazły się na kultowej już dzisiaj Złotej 4.




A WIĘC CO TAK NAPRAWDĘ KRYJE W SOBIE ZŁOTA 4 ?




Soccer Simulator - Najprostsza i zarazem najbardziej kultowa gra w gałę na konsolę Pegasus. Naszym celem jest oczywiście pokonanie innych drużyn oraz zdobycie mistrzostw. Dodatkowo gra zawiera tryb dla dwóch graczy, w opcji kooperacji i rywalizacji, dzięki czemu można było na szybko pograć w 8-bitową szmatę po szkole z kolegą. Z pewnością na konsolę Pegasus znajdą się inne liczne gry w Piłkę Nożną, a tytuł może i charakteryzuje się mocno minimalistycznym designem, ale zyskuje za to w całym swym obrazie na grywalności, bijąc na głowę nawet Fife 95. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że na trybunach często można zauważyć logo słynnej polskiej firmy komputerowej Optimus, oraz kanadyjskiej grupy od branży gier video Camerica. Reasumując uważam, że to gra warta uwagi. Rozgrywka Soccer Simulator jest łatwa i przyjemna, a co więcej miło wspominana nawet przez przeciwników gier sportowych.




Go! Dizzy Go! - Dizzy kultowe jajko znowu w akcji! Tym razem mamy do czynienia z gatunkiem gry logiczno-zręcznościowej labiryntówki. Naszym głównym zadaniem jest spacer po danej planszy, unikanie przeciwników i zbieranie owoców. Dodatkowo nasze sympatyczne jajko może zbierać przeróżne power-upy, które dają mu określoną moc i umiejętności, takie jak np. szybkie chodzenie czy zatrzymanie czasu. Owoce należy zbierać w określonej kolejności, aby uzyskać maksymalny bonusowy wynik, jednak nie jest to wymagane. Dla urozmaicenia naszej rozgrywki, plansza może samoistnie zmieniać swoją konstrukcje podczas toku trwania gry. Niektóre bloki możemy też sami przesuwać, ustawiając je dla własnych korzyści, np. żeby utorować sobie drogę, uwięzić przeciwnika lub zmienić pole jego manewru. Gra oprócz standardowej rozgrywki, oferuje nam również opcję zabawy dla dwóch graczy, która polega na rywalizacji dwóch jajek, w tym przypadku Dizzego i Denzila w walce o punkty. Fabuła gry, jak zwykle z resztą w tej serii, przedstawia się nienagannie. Tym razem zły czarownik Zaks, podczas leśnego pikniku, porywa przyjaciół Dizzy'ego; Dylana, Dore, Dozy, Daisy oraz Dziadka Dizzy, wysyłając każdego z nich osobno prosto w złowrogie i tajemnicze miejsca. Dizzy i Denzil muszą przejść labirynt czarownika i uratować swoich przyjaciół nim będzie za późno. Czy uda im się odzyskać sympatycznych mieszkańców Yolkfolk? To już zależy od was samych gracze!





Boomerang Kid - Klasyczna platformówka, która z początku powinna wydawać się synonimem dobrej zabawy. Tak jednak nie jest. W grze wcielamy się w sympatycznego, jak również puszystego chłopca, który rusza w podróż w celu zebrania wszystkich bumerangów na świecie. Po drodze napotyka przeróżne przeszkody, upiory oraz dzikie zwierzęta, które pragną udaremnić mu ten zamiar. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie brak możliwości atakowania wrogów tytułowym bumerangiem. Nasz leniwy i tłusty kolega, do dyspozycji ma tylko skakanie, które ma nam pomóc w unikaniu przeciwników oraz przeszkód. Pamiętam jak dzisiaj, gdy za dzieciaka pewnego pięknego dnia na pożyczonej od sąsiada Złotej 4 próbowałem, jak sugerował mi też sam tytuł , nadaremno odnaleźć sposób aby miotać w węże bumerangiem. Tak się jednak nie stało. Pozostały jedynie złe wspomnienia i frustracja. Ponadto nasz bohater ginie od jednego ciosu, a nawet od upadku z bardzo niskiej wysokości, co też wcale nam nie uprzyjemnia całej rozgrywki. Sama w sobie jednak to gra pełna wyzwań i na pewno odnajdzie swoich zwolenników.





Super Robin Hood - Kolejna i tym razem udana gra platformowa, którą znajdziemy na składance Golden 4. Tytuł swoim znakomitym klimatem oraz designem niemal od razu przywodzi na myśl klasyczne platformery dostępne w tamtym czasie na komputery PC, C64 oraz Amiga. W grze wcielamy się w tytułowego Robin Hooda, który ma za zadanie nieco uszczuplić ze złota wszystkie zamkowe piwnice szeryfa Nottingham oraz i przede wszystkim, uratować z jego obleśnych łap Lady Marrion. Podczas rozgrywki przyjdzie nam oczywiście też mierzyć się z jego tępymi żołdakami, mając do obrony jedynie nasz słynny łuk oraz umiejętności skakania i kucania, które w zależności od sytuacji trzeba sprytnie wykorzystać. Po drodze będziemy zbierać skarby, serduszka do uzupełniania życia oraz klucze, które będą otwierać nam kolejno przejścia do dalszych części zamkowych lochów. Sama w sobie, gra wbrew pozorom nie jest wcale długa i można ją ukończyć w miarę szybko, jednak należy pamiętać, że tytuł to klasyczna gra logiczno-zręcznościowa, więc i tutaj musimy jednak trochę pogłówkować, zanim nasz bohater dotrze do końca i odzyska swoją ukochaną. 




TROCHĘ HISTORII...


    Zanim jednak nasza Złota 4 trafiła na konsolę Pegasus, wcześniej była znana w USA użytkownikom komputerów Commodore 64 oraz Atari, jak również konsoli NES. Wersja na konsolę Pegasus różniła się od NES-owej, nie wiedzieć czemu dwoma tytułami, gdzie zamiast Treasure Island Dizzy i Linus Spacehead, zamontowano wyżej wspomniane Soccer Simulator i Go! Dizzy Go!. Pudełko jednak było skopiowane w 100% z wersji NES, do tego z małą wpadką, ponieważ  z tyłu pudełka nadal wspomniane były gry Treasure Island Dizzy i Linus Spacehead mimo, że na przodzie kartonika oraz etykiecie kartridża był już zupełnie nowy zestaw gier. Wprawne oko od razu zauważy i tym razem kolejny błąd ze strony producenta, bowiem  na przedniej okładce pudełka gry, zamiast Quattro Arcade 4 znajduje się tytuł Quattro Adventure 4, będący z kolei przynależny do zupełnie innej już kompilacji gier, niż znane nam Golden 4. Za sprowadzenie Złotej 4 do Polski odpowiedzialny był jak zwykle nieoceniony BobMark, który chcąc przetrwać na polskim rynku branży gier video, postanowił mocno zainwestować w gry na licencji od CodeMaster. W tym celu podpisał umowę z tajwańską firmą REALTEC, znaną bliżej nam jako BIC, którą była odpowiedzialna między innymi za produkcję gier od CodeMaster. Co ciekawe Złota 4 sprzedawana była w Polsce aż w trzech wariantach dystrybucji; luzem bez pudełka, w pudełku, oraz jako dodatek do konsoli Pegasus IQ-502. Na tle innych dyskietek dostępnych wówczas na konsolę Pegasus, kartridż Złotej 4 wyróżniał się mocno zaokrąglonymi rogami, oraz pięknym słoneczno-żółtym kolorem obudowy. Także wygrawerowane logo BIC na obudowie kartridża sugerował, że mamy do czynienia z nową i lepszą, niespotykaną wcześniej marką. Ten zupełnie nowy design szybko zyskał rzeszę wiernych fanów wśród nowych pokoleń lat 90-tych, które po dziś dzień miło wspominają tą składankę jako nierozłączną część swojego dzieciństwa. 

Kompletny zestaw Golden 4


    Warto wspomnieć, że obudowa z serii BIC znalazła również późniejsze zastosowanie przy pirackich dyskietkach na Pegasusa z przełomu lat 1997-200X. Tym razem jednak oprócz żółtej barwy tak typowej dla serii BIC, mieliśmy do dyspozycji całą gamę kolorów w odcieniu tęczy, a dla najbardziej wysublimowanych gustów wyjadaczy gier Pegasus, był także serwowany brokat na dokładkę. Niemniej zabrakło już markowego loga BIC na froncie obudowy, które też zbytnio by się kojarzyło z oryginalną serią gier od CodeMaster, niechybnie zwracając przy tym czujną uwagę organów prawa i ścigania.


    Na moje szczęście jednak, szybko odzyskałem swoją ukochaną składankę 168 in 1, a do Złotej 4 nigdy później już nie wróciłem, aż do teraz. Po pierwsze żaden z moich dobrych kolegów, nie miał jej w swoich zbiorach, a z sąsiadem piętro wyżej nie powiem żebym się specjalnie kolegował, gdyż wówczas był trochę ode mnie młodszy. Nigdy też nie prosiłem rodziców żeby mi kupili Złotą 4. Powód? Niespecjalnie rzuciła mnie w tamtym czasie na kolana, mając do dyspozycji dużo lepsze gry akcji na konsolę Pegasus, szybko zapomniałem, o tak słynnej dzisiaj Złotej 4. Dopiero w 2007 roku gdy powróciłem na nowo, w formie hobbystycznej do Pegasusa, dostałem swój egzemplarz wraz z całą siatą różnych dyskietek, od kolegi z innego miasta, za jedną, czy dwie butelki piwa marki Żywiec. Aż się łezka w oku kręci. (Gdy przypadkiem Daniel kiedyś natrafisz na ten artykuł, z pewnością rozpoznasz swój kartridż na zdjęciu, o tak charakterystycznie przetartej etykiecie! :) ).

PODSUMOWANIE GOLDEN 4

    Co tak naprawdę sądzę? Ano uważam, że jak najbardziej warto mieć w swojej kolekcji kompilacje gier od CodeMaster, zarówno Golden 4 jak i Golden 5, najlepiej całe i kompletne. Taki zestaw to świetne dopełnienie zbiorów każdego kolekcjonera, jako pielęgnacja ważnej części historii konsoli Pegasus. Same gry to perełki, które warto znać. Tak jak wspomniałem wcześniej, każda z gier posiada swój własny unikatowy klimat, dostosowując się do upodobań nawet najbardziej wybrednych wyjadaczy konsoli Pegasus. Nawet jak ktoś, nie jest szczególnym fanem gier od CodeMaster, to z pewnością nie będzie wybrzydzał, grając w składankę Quattro Arcade 4, niosącą ze sobą całą gamę pozytywnej energii lat 90-tych.

A wy jak dzisiaj wspominacie kultową Złotą 4 na konsolę Pegasus?

Dobrego dnia!

Keeper :-)




niedziela, 8 grudnia 2024

Polskie figurki Small Soldiers.

Czyli mały dodatek do artykułu Action Force!




    Z uwagi na posypane prośby i pytania odnośnie polskich figurek Small Soldiers, o których wspomniałem w niedawnym artykule, postanowiłem zrobić mały dodatek uzupełniający temat Action Force. Link do artykułu poniżej:


Figurki Action Force - jak zwykle nienagannie zwarte i gotowe!

    Jak każdy pewnie wie, nazwa Small Soldiers w pierwszej kolejności była szerzej znana jako tytuł filmu przygodowego, produkcji DreamWorks z 1998 roku, traktującego o żyjących własnym życiem figurkach Elity Komandosów i Gorgonitów. Zdecydowanie, była to oczywiście kolejna kasowa produkcja dla dzieci i młodzieży w klimacie serii Toy Story, ale która jednocześnie zupełnie mnie ominęła. Musicie mi wybaczyć ten nietakt, ale u schyłku lat 90 byłem nastawiony już na kompletnie inne klimaty, najczęściej w postaci komiksów Spawn, mrocznego uniwersum Warhammer, książek fantasy, anime Dragon Ball i licznych gier komputerowych, ale to już temat na zupełnie inną okazję. Dobrze wiedziałem, że Small Soldiers właśnie miało swoją premierę w kinach, kilku dobrych kolegów nawet kupiło bilety, ja niestety świadomie nie skorzystałem z tej przyjemności. Natomiast żeby was uspokoić, powiem tyle, że mam w planach nadrobić ten film! 

Kadr z filmu, którego nie oglądałem! :))

     Na bazie popularności filmu Small Soldiers, w sklepach szybko pojawiły się nowe figurki od Kenner oraz liczne, rozlatujące się oczywiście w dłoniach, chińskie podróbki. Jednak żeby nie stać zupełnie w tyle, nasza ulubiona polska firma Evanplast, również wpadła i tym razem na świetny pomysł wydania własnych figurek z tej całkiem świeżej na rynku serii. Tym razem do produkcji nowych figurek Small Soldiers, Evanplast wykorzystał istniejące już korpusy od figurek Action Force, dorabiając jedynie zupełnie nowe główki bohaterów znanych z filmu. Niestety figurki obecnie są tak unikatowe, że nie sposób zweryfikować ile było dokładnie wydanych przez Evanplast postaci. Wiadomo mi o dwóch, a są to Chip Hazard oraz Brick Bazooka. Wiem również, że tylko dwóch kolekcjonerów posiada po jednej sztuce tych figurek, co dla mnie w skali krajowej, jest niezłym szokiem. Tutaj chciałbym podziękować za podzielenie się zdjęciami figurek i pozdrowić Łukasza Kulika IG: @made_by_kulo który jest szczęśliwym posiadaczem Bricka Bazooki oraz Tomka Atomka IG: @music.and.film.enthusiast który to kolei posiada w swoich również obszernych zbiorach Chipa Hazarda. Natomiast kolega Filip, znany mi kolekcjoner Action Force i gadżetów piłkarskich, zaświadczył, że również widział za młodu Bricka Bazookę tuż obok figurek Action Force na miejscowym straganie w Katowicach. Poniżej chciałbym zaprezentować wam owe figurki z serii Small Soldiers od Evanplastu, które udało mi się do tej pory namierzyć:                                                                            

Brick Bazooka

Chip Hazard

    Prawdopodobnie były to figurki demonstracyjne, czyli inaczej mówiąc drobna partia figurek wysyłana w kraj, aby zbadać jaki będą miały odbiór pod względem zainteresowania oraz płynności sprzedaży. Stąd też zapewne ta zaskakująca wszystkich, znikoma ilość tych figurek w czasie obecnym. Osobiście nie posiadam żadnej z nich, ale miło mi było o nich wspomnieć, zwłaszcza, że to dość unikatowy temat, jeśli chodzi o historię polskich figurek wydanych przez Evanplast.
   
 A wy mieliście okazję trzymać w rękach jedną z polskich figurek Small Soldiers? Jeśli tak, to mile widziane  komentarze lub zdjęcia figurek, które mam nadzieję, uchylą nam więcej rąbka tajemnicy tej fascynującej historii!

Dobrego dnia!

Keeper :)



niedziela, 20 października 2024

ACTION FORCE

Czyli polskie figurki G.I. Joe naszego dzieciństwa! :)



    W dzieciństwie pewnie każdy z nas marzył o posiadaniu oryginalnych figurek G.I. Joe, które wołały do nas za każdym razem, gdy czytaliśmy komisy TM-Semic lub oglądaliśmy z zapartym tchem kreskówkę dostępną wówczas na kasetach VHS. Niestety figurki wcale tanie nie były, a gdy już wybłagaliśmy  rodziców o chociaż jedną lub dwie z nich, nadal czuliśmy niedosyt. Łatwo nie było. Problem polegał  również na dostępności, najczęściej trzeba było wybrać się do większego miasta i to pewnie podczas wakacji, żeby dostać je w miejscowym megasamie lub sklepie z zabawkami. Pewnie każdy z nas w latach 90 zdołał wyszarpać dla siebie chociaż trzy sztuki tych zacnych figurek, a co więksi bananowi szczęśliwcy mieli ich z dziesięć plus kilka pojazdów na dokładkę. Jednak dla tych których kompletnie nie było stać na żadnego z ukochanych G.I. Joe, na ratunek po raz kolejny przybywała, tym razem nie Brygada RR, lecz polska firma Evanplast! Nie inaczej nasza słynna rodzima manufaktura z Gdyni po raz kolejny wykazała się niebywałym sprytem, podrabiając w przystępnej cenie tym razem figurki, o których marzyło całe post-komunistyczne pokolenie chłopców i dziewczynek.

BUM! OTO I ONI! :)

    Evanplast jednak bacząc na konsekwencje prawne, postanowił pomieszać trochę w wyglądzie poszczególnych postaci oraz w samej nazwie, wypuszczając figurki na rynek pod mniej znaną w Polsce, alternatywną nazwą Action Force. Na samym początku lat 90 z produkcji wyszło aż 20 postaci, które trzymały jednolity schemat budowy i kolorystki aż do 1995 roku. Jednak im dalej w las tym chałupników ponosiła co raz większa fantazja, zmieniając podstawowe kolory oraz wygląd figurek wedle swojej wyobraźni. Można by przypuścić więc, że postaci było więcej, jednak wciąż były to dokładnie te same figurki tylko w odmiennej aranżacji wizualnej. 

Figurki pakowane były w niewielki kolorowy blister, który z początku zawierał nazwy danych postaci, jednak szybko zaniechano tego pomysłu, nadając kartonikom nieco bardziej anonimowy wydźwięk. Każda z figurek pakowana była razem z wyposażeniem, w skład którego za każdym razem wchodził plecak oraz od jednej do dwóch sztuk broni.  Niektóre postacie takie jak Undertow i Bull Horn, wyposażone były również w gumowe maski, wodne lub gazowe, które śmiało można było osadzić na głowach figurek, co znacznie urozmaicało jakość tej z pozoru niszowej produkcji oraz naszą zabawę figurkami w domowym zaciszu.

     Zdarzało się jednak, że Action Force sprzedawane były luzem, wypełniając plastikowe koszyki w budach z upominkami z bronią przywiązaną do korpusu gumką recepturką. Jeśli chodzi o wyposażenie i tym razem bez wyjątku każdą postać trzymał ten sam jednolity schemat dopasowania odpowiedniej broni do danych figurek, jednak z czasem zaczęto i na to kłaść lachę, mieszając absurdalnie figurki z wyposażeniem, które do nich niespecjalnie pasowało np. pod postacią TARGAT'a z mieczem albo Hit n Run'a z kuszą.

Kompletny zestaw sztuk broni polskich figurek Action Force.

Zestaw wybranych plecaków (backpack) polskich Action Force.

Dwie polskie gumowe maski należące do figurek Bull Horn i Undertow.

     Figurki tak jak i samo wyposażenie, były wykonane w całości z gumy i posiadały aż pięć punktów artykulacji, czyli poprzeczka wyżej nad polskimi figurkami Star Wars, które ze względu na nieruchomą głowę miały ich tylko cztery. W skład pełnego zestawu 20-tu figurek Action Force wchodziły takie postacie jak:

 Backblast, Recoil, Tunnel Rat, Bull Horn, Stalker, Dee Jay, Flint, Rock'n Roll, Hit'n Run, Pathfinder, Sneak Peek, Down Town, Snake Eyes (głowa Night Creepera, sprzedawany pod nazwą Snake Eyes) Storm Shadow, Anihilator, Undertow, TARGAT, Range Viper (sprzedawany pod nazwą TARGAT), Night Viper, Rock Viper.

    Poniżej chciałbym wam zaprezentować komplet 20 klasycznych figurek Action Force pochodzących z mojej kolekcji:




 Moim faworytem aż do dzisiaj, bezapelacyjnie jest TARGAT z głową Range Vipera, którego kupił mi niespodziewanie mój wspaniały tata, podczas wakacji w Wiśle w 1992 roku. Nigdy nie zapomnę jak z uśmiechem na twarzy wręczył mi do rąk blister z figurką podpisaną T.A.R.G.A.T. . Co więcej, to właśnie dzięki mojemu tacie poznałem te zjawiskowe podróbki G.I. Joe, które cieszą moje oczy do dnia dzisiejszego. Słowa "patrz co Ci kupiłem" będą już ze mną na zawsze i tym bardziej po latach cenie sobie tą kolekcję Action Force jako nierozłączną część mojego hobby.

 

  
     Warto wspomnieć, że cały komplet 20 figurek został sklecony tylko z 10 rodzajów korpusów, 20 różnych główek, 5 par ramion, oraz kolejnych 5 par nóg, które producent pomysłowo wymieszał ze sobą,  dopasowując głowę, korpus oraz kończyny wedle swojej wyobraźni, tworząc zupełnie nowy design poszczególnych bohaterów.
Z niewiadomych powodów producenta, figurki zostały podzielone na dobrych i złych w dość nierówny sposób. Po stronie komandosów G.I. Joe mieliśmy aż 14 dostępnych postaci, natomiast po stronie członków organizacji Cobra tylko 6, natomiast 7 jeśli przy zabawie liczyliśmy Storm Shadow wciąż jako Cobre, zanim to  brawurowo odpuścił jej szeregi.


    Action Force to nie są tylko zwykłe odbitki oryginalnych figurek Hasbro, tak jak to miało miejsce w przypadku chińskich bootlegów tej serii. Punkty artykulacji ramion, łokci, kolan oraz bioder zostały starannie zamaskowane, poprzez rzeźbiarski talent polskiego artysty, który odtworzył w tym miejscu brakujące części ciała, tworząc zupełnie nowy wymiar postrzegania bootlegów, dając jednocześnie odbiorcom zupełnie nowe figurki jakich jeszcze nie było. Myślę, że warto pokusić się o stwierdzenie, że polskie figurki Action Force to sporych rozmiarów kamień milowy w zakresie tworzenia bootlegów. Jak to mówią - Polak potrafi. Ot co! Dałbym wiele, żeby móc uczestniczyć przy pierwszych projektach powstawania tych figurek. Możliwe, że dla samych twórców również ten proces musiał być fascynujący. W każdym razie z pewnością nie przeszło im nawet przez myśl, że stworzą historię, o której ludzie będą dyskutować nawet po ponad 30 latach w Polsce jak i za granicą.
Chociaż za dzieciaka chodziło już za mną przeświadczenie, że jest to produkt nieco gorszej jakości od oryginalnych figurek Hasbro, polskie Action Force jednak bardzo szybko przypadły mi do gustu, zachęcając różnorodnością postaci oraz barwnym designem, który przykuwał oko. Myślę , że idealnie spełniały swoją rolę tańszych zamienników G.I. Joe na polskim rynku, ciesząc niejedną młodą duszę przez długie lata beztroskiego dzieciństwa.



TROCHĘ HISTORII..
Czyli o co właściwie chodzi z tym Evanplastem?


    Nie każdy o tym pewnie wie, ale warto wspomnieć skoro jesteśmy przy temacie figurek Action Force, ażeby przybliżyć wam tą historię musimy cofnąć się aż do lat 80 PRL-owskich dziejów. Swoje pierwsze kroki twórcy Evanplastu, małżeństwo Andrzej i Ewa Filipowicz, stawali w Spółdzielni Rzemieślniczej Elektrospółdzielnia w Gdyni, która figurowała jako instytucja zrzeszająca zakłady pracy. Zakład Państwa Filipowiczów mieścił się pod numerem 124 w Gdańsku przy alei Grunwaldzkiej, gdzie pełni pasji produkowali min. tak słynne dzisiaj gumowe figurki Star Wars. Jednak wkrótce po przemianach ustrojowych w Polsce, postanowili usamodzielnić się i stworzyć własną niezależną firmę, którą nazwali Evanplast - pochodząca od imion obojgu małżonków, Andrzej i Ewa.
Chociaż na początku lat 90 temat Star Wars ciągle był na topie, Evanplast potrzebował jednak zupełnie nowych serii figurek, które zachęcałyby do kupna młode pokolenia dzieciaków lat 90, zakochanych w komandosach, ninja, mutantach, cyborgach, wojownikach i innych wspaniałościach, które popkulturalnie definiowały te lata. Tak więc w bogatej ofercie Evanplastu, oprócz reedycji figurek Star Wars i He-Man szybko pojawiły się takie serie jak Wojownicze Żółwie Ninja, G.I. Joe, RoboCop, Batman, Power Rangers Zeo, Small Soldiers, Dragon Ball Z, Spider-Man (sprzedawany jako Meduza) , Catman (Batman przerobiony na koci design), Superman (Sprzedawany jako Snakeman), Cyborg Batman i Commando. Oprócz ruchomych figurek w stylu ''action figures'', Evanplast równie mocno słynął z gumowych, litych figurek Disneya, na których większość uzyskał licencję, oznaczając swoje wyroby sygnaturą Evanplast Disney Poland. Po bankructwie firmy, małżeństwo Filipowiczów, nie widząc przed sobą dalszej przyszłości i sensu w produkcji zabawek dla dzieci, zrezygnowali całkowicie ze swojej działalności. Filipowiczowie borykali się też co raz częściej z problemami prawnymi, bowiem w nowym milenium prawa autorskie były coraz mocniej kontrolowane przez prawo niż w latach 90. Nie można było już od tak, produkować sobie jak dawniej skopiowane figurki znanych marek bez uzyskania prawnych licencji. Jeszcze w 2011 roku firma Evanplast brała udział w procesie sądowym odnośnie praw autorskich do figurki Myszki Miki. Po całkowitej likwidacji firmy, Państwo Filipowicz zajęli się prowadzeniem restauracji.

Snakeman, Catman i Meduza
Made in Evanplast :)

ACH CI CHAŁUPNICY! :))
Czyli historii ciąg dalszy..



    Jak już wspomniałem na samym początku, wśród klasycznych wariantów figurek, mogły zdarzyć się unikatowe aranżacje kolorystyczne, jak również figurki o odmiennym typie korpusu oraz kończyn. Takie figurki to prawdziwe wisienki na torcie w zbiorach dzisiejszych kolekcjonerów, jednak ich bolączka polega na tym, że nigdy nie można być pewien ile takich figurek tak naprawdę wyszło spod utalentowanych łap chałupników w latach 90. Jeśli takich unikatów było tylko 5 albo 10,  to znalezienie takiej figurki po latach, może być nie lada wyzwaniem dla niejednego kolekcjonera Action Force. Proces tworzenia takich figurek czasami zależał od wytycznych samego producenta, chcąc nieco urozmaicić swoją ofertę sprzedaży, jednak częściej było to po prostu klasyczne ''widzi mi się'' chałupników, których ponosiła ułańska fantazja lub zwyczajnie zabrakło im odpowiedniego barwnika na stanie lub partii nóg oraz ramion, potrzebnych do złożenia standardowej figurki. Naszych dzielnych chałupników Evanplastu zwyczaje goniły terminy, więc nie można im mieć tego za złe, że posiłkowali się tym co mieli akurat pod ręką. To właśnie dzięki nim, możemy dzisiaj w pocie czoła szukać na giełdach starci lub serwisach ogłoszeniowych unikatowych wzorów Action Force.  Poniżej chciałbym zaprezentować wam przeróżne rodzaje unikatowych aranżacji figurek pochodzące z mojej kolekcji:

Czarny wariant stroju Storm Shadow.

Rock Viper z nogami Backblasta (po lewej).



Unikatowy żółty wariant Rock n Roll'a (po lewej).

Różne warianty figurki Undertow.

    Warto wspomnieć, że od czasu do czasu, niektóre części figurek Action Force, najczęściej takie jak głowa czy ramiona, były wykorzystywane przez producenta do złożenia innych figurek ze swojej oferty. Partie Action Force, mieliśmy szansę uświadczyć w takich seriach polskich figurek jak Star Wars, Power Rangers, Small Soldiers a nawet Dragon Ball Z, których bohaterowie odziedziczyli ramiona po starym dobrym wujku Backblaście :) Jak sami widzicie, ta znamienna seria Evanplastu, utrzymywała się na powierzchni w ten czy w inny sposób, nie dając nam o sobie zapomnieć. Ich uniwersalność przy produkcji figurek była niespotykana, jak możecie zobaczyć poniżej na przykładzie polskich figurek Dragon Ball Z z przełomu lat 1998-2003.  

Backblast i figurki Dragon Ball Z.
Jak widać uniwersalność jego ramion była niezrównana!


Son Goku i Vegeta z ramionami Backblasta.
Tajemnica ich siły została wyjaśniona! :)))


    Mam nadzieję, że udało mi się wyczerpać ten znamienny temat chociaż trochę i przybliżyć wam historię polskich figurek Action Force, które tak mocno sobie cenię. Dla mnie to temat rzeka i mógłbym o tych figurkach gadać, aż do znudzenia. Z resztą znam kilku innych cenionych kolekcjonerów, którzy równie mocno co ja podzielają moje zdanie na ich temat i pewnie ten artykuł ich ucieszy ( tutaj specjalne podziękowania dla Tomasza Nieweglowskiego z Warszawy za podzielenie się zdjęciem figurki TARGATa zapakowanego w blister, który mogliście podziwiać na samym początku tego artykułu). Co więcej, z tego co się zdążyłem zorientować, rozmawiając z różnymi osobami, figurki Action Force bardzo podobają się nawet fanom Star Wars, oraz ludziom którzy z figurkowym hobby też nie mają za wiele wspólnego.  Myślę, że właśnie w tym tkwi ich niepowtarzalna moc, siła oraz czar, których brakowało wielu innym, zapomnianym już dzisiaj serią figurek.

Armed & Dangerous! 
Od lewej: Tunnel Rat, Stalker, Backblast, Recoil i Snake Eyes.
Czyli drużyna marzeń! :)

 A wam jak się podobała polska seria figurek Action Force? Mieliście takie w swoich domowych zbiorach lat młodości? Jeśli nadal macie takie figurki, podrzucie fotki w komentarzu na Facebooku lub na mojego maila valgorth2@gmail.com - chętnie obejrzę wasze zbiory, zwłaszcza jeśli wśród nich znajdzie się jakiś unikatowy kolorystycznie wariant :)

    Na koniec, chciałbym również bardzo gorąco podziękować Państwu Andrzejowi i Ewie Filipowicz, za stworzenie tej wspaniałej serii figurek Action Force, bez których moje dzieciństwo nie byłoby takie same! Godzin, które spędziłem przy zabawie tymi figurkami, nie da się zliczyć. Rozwijały moją wyobraźnię oraz charakter, ukierunkowując mnie w prostej linii, do tego kim jestem dzisiaj. Dziękuję!!




Dobrego dnia życzę wszystkim!

Keeper :-) 

YO JOE!!!!!




niedziela, 4 sierpnia 2024

 Dunkin Shockys!

 Czyli klasyczna gra w kości, dzieciaków lat 90-tych :)




    Każdy kto wychował się w latach 90-tych, na pewno miło wspomina ten moment rozkwitu wspaniałości, w którym dane nam było kolekcjonować wszelakie kapsle, tazosy, naklejki oraz figurki dostępne w sklepach spożywczych, jako miły dodatek do gum balonowych i chipsów. Myślę, że zaraz po kapslach Dunkin Caps, oraz tazo Star Wars, jedynym z najważniejszych tego typu fantów sklepu spożywczego, były bez wątpienia figurki Dunkin Shockys, obok których nie dało się po prostu przejść obojętnie.


    Aby przybliżyć wam ten temat, musimy cofnąć się do roku 1995, kiedy to w ostatni tydzień przed letnimi wakacjami, wracając ze szkoły wstąpiłem do miejscowego spożywczaka z zamiarem zakupu kolejnej Kinder Niespodzianki. Mój wzrok spoczął jednak, tym razem nie na czekoladowych jajkach, a na plastikowy koszyk przy ladzie, wypełniony całą gamą różnobarwnych figurek oraz gum balonowych firmy Dunkin. Lotem błyskawicy, od razu zakupiłem kilka sztuk, szybko zapominając o Kinder Ubarashum. Z początku myślałem, że to po prostu kolejne figurki do zbierania, jednak miła pani ekspedientka wręczyła mi przy kasie również gratis w postaci broszurowego katalogu, zatytułowanego krzykliwym logo Dunkin Shockys! Z broszury oprócz zestawienia wszystkich wzorów i nazw figurek, dowiedziałem się również, że figurki mogą stanowić element różnorodnych gier towarzyskich, wywodzących się od wiekowej już gry w kości. Na odwrocie tego miłego dla oka katalogu, można było znaleźć instrukcje, wyjaśniające nam zasady poszczególnych gier, w których skład mogły wchodzić gra w zbijanego, kręgle, wrzut do pudełka lub po prostu klasyczna gra w kości, na modłę rozrywki rzymskich legionistów.



     Jako, że nigdy nie lubiłem gier polegających na rywalizacji, postanowiłem wspaniałomyślnie kolekcjonować owe osobliwe i groteskowe z wyglądu figurki, które wówczas bardzo trafiły do mojego, żądnych dziwactw jestestwa.
Z powodu niewielkiego kosztu figurek, szybko udało mi się uzbierać prawie cały komplet, poza najbardziej rozchwytywanym w serii Smokiem, którego podarował mi po jakimś czasie mój ziomek z osiedla, Tomasz.


    Całość serii stanowiło aż 24 figurki, z pośród których największy prym wiodły takie postacie jak Czterooki, Ananas, T-Down oraz wspomniany wyżej już, Smok. Figurki doczekały się również drugiej edycji, jednak z powodu nieciekawych wizualnie wzorów i niskiej jakości tworzywa, nie odniosły one tak wielkiej popularności jak pierwsza i jedyna słuszna seria Dunkin Shockys.
Dzisiaj pewnie pamiętają o tej serii już tylko nieliczni entuzjaści lat 90-tych, ale myślę, że znajdzie się tu trochę retro-maniaków, którzy tak jak ja, wciąż mają w szufladzie skitrany komplet tych wielobarwnych cudaków z odmętów lat swojego dzieciństwa 😉😉😉

Nieciekawe wizualnie Dunkin Shockys z drugiej edycji. 

Jedyne słuszne Dunkin Shockys z pierwszej edycji! :)

    A wy jak wspominacie figurki Dunkin Shockys? Mieliście, zbieraliście, a może was kompletnie ominęły? :)
Napiszcie w komentarzach które z powyższych figurek były wasze ulubione! 😀👍

Dobrego dnia!

Keeper :)